skarb z osieczowa
Transkript
skarb z osieczowa
Janina Zimirska Skarb z Osieczowa opowiadanie Osieczów 2013 r. Był koniec lata . Traktem Żagańskim w kierunku Bolesławca podążało trzech jeźdźców. Po strojach, zakurzonych hełmach i zmęczonych twarzach rozpoznać można było, że w drogę wyruszyć musieli przed świtem. Byli to Olaf, Einar i Rudolf, posłańcy wiozący miesięczny żołd dla niewielkiego podjazdu stacjonującego w Bolesławcu. Droga wiodła przez głuchy bór. Rudolf wyznaczony był na głównego kuriera i to on wiózł w swoich jukach pięćset talarów owego żołdu. Olaf i Einar byli mu ochroną, przez co zarozumiały Rudolf traktował ich z wyższością. Słońce już zaszło i wśród gęstego boru szybko zapadała noc. Strudzeni jeźdźcy postanowili przerwać podróż i odpocząć pod rozłożystym dębem opodal traktu. Kiedy uwiązali wierzchowce, rozpalili ognisko i usadowili się pod dębem, nagle nie wiadomo skąd zjawiła się przed nimi nieprzyjemna postać. Wielki, haczykowaty nos wystawał jej daleko przed rąbkiem chusty okrywającej głowę. Twarz gęsto poorana głębokimi bruzdami i porośnięta wielkimi brodawkami. Wyglądała przerażająco, a panujący w lesie mrok i słaby poblask ogniska, dodawały jej szatańskiej tajemniczości. Od razu rozpoznali w owej postaci Leśną Babę. Olaf i Einar poczuli się jakoś nieswojo. Jak zahipnotyzowani, patrzyli prosto w przenikliwe oczy zjawy, nie mogąc dobyć głosu. Nawet konie strzygły uszami. Tylko Rudolf był obojętny. - Ha odezwała się wreszcie zjawa tuście mi. A to od trzech dni czekam was … Głos miała skrzeczący i równie nieprzyjemny jak wygląd. Rudolf, otrząsnąwszy się niczym ze snu, podniósł się i chyba tylko dla potwierdzenia tożsamości zjawy, zapytał: - Ktoś ty, że nas tu czekasz? 3 - A bo to nie widać odpowiedziała zjawa pytaniem na pytanie, a wyjaśniając dodała Leśna Baba. - Czego chcesz od nas? Nie znamy ciebie oznajmił Rudolf. - Nie? Ale ja was znam odrzekła Leśna Baba znam was aż za dobrze, a zwłaszcza ciebie i tu wskazała na Rudolfa. Olaf i Einar teraz, podnosząc się, patrzyli pytająco na kamrata, który odpowiedział na ich spojrzenia wzruszeniem ramion. Ale w głowie coś mu zaświtało, i mimo woli dreszcz, przebiegł mu po plecach. Przypomniało mu się, jak w dzień poprzedzający wyprawę postanowił zapolować na dzika. Wtedy podobna zjawa ukazała mu się, i kiedy wymierzył do zwierza, usłyszał niby szum liści, niby czyjś szept: „Ubijasz dla zabawy, a to się nie godzi. Powstrzymaj się”. To ten sam skrzekliwy głos. Rudolf tylko przelotnie zerknął wtedy na ową Leśną Babę i burknął coś pod nosem, ale teraz poczuł się jakoś niepewnie. A żeby dodać sobie animuszu, zapytał: - I co? Mamże paść na kolana, żeby uniknąć twej pomsty? - Nie moja tu pomsta będzie. Oznajmiam tylko, że sami ją sobie na głowy ściągniecie. A to już się rychło stanie. Olaf i Einar wciąż milczeli z obawą, spoglądając na ową zjawę. Choć ducha walki w nich nie brakowało, to jednak wiadomym było, że spotkanie z Leśną Babą nie wróży nic dobrego. Że nieszczęście jest gotowe i nic tu po dyskusji. Olaf, mimo wszystko, zebrał się w sobie i niepewnie zagadnął: - A przecie nic nie uczyniliśmy, żebyś miała nas pomstować. - Jako żywo prędko przytaknął Einar. - Ha, skóry waszych grzbietów zapisane uczynkami, a wnet głowy polecą zakończyła Baba. - A precz mi stąd, starucho zawołał Rudolf do zjawy, a zwracając się do kompanów zapytał: A co się to może nam przydarzyć? Przecież we trzech jesteśmy i poradzimy sobie. Pozostali dwaj przytaknęli mu, choć nie mieli wielkiej pewności, co do racji kamrata. Zresztą nie od tej chwili przestali mu 4 ufać. Od samego wyjazdu w drogę Rudolf starał się bez przyczyny trzymać nad nimi władzę. Jakby te talary, które miał w jukach, dawały mu ku temu prawo. Leśna Baba, jak nagle się pojawiła, tak teraz nagle zniknęła, tylko po lesie niósł się jej przerażający chichot. Jeźdźcom znowu mrowie przebiegło po plecach, spojrzeli po sobie i bez słowa przydeptali gasnący ogień, potem wskoczyli na konie i czym prędzej odjechali z tego miejsca. Pewnie gdyby wiedzieli, że kilka staj dalej natkną się na myśliwski szałas, nie zatrzymywaliby się pod tym dębem. Kiedy po krótkiej galopadzie wśród drzew ujrzeli blade światło w oknie, zajechali przed chałupę i uwiązawszy konie do żerdzi, weszli do środka. Jeszcze przed drzwiami dał się słyszeć gwar dobiegający z izby. Rudolf śmiało otworzył drzwi i z izby buchnęło zapachem pieczonej dziczyzny i piwa, co zaczęło skręcać kiszki zgłodniałym jeźdźcom. Trafili na gromadę myśliwych opijających udane łowy. Wszyscy mieli już dobrze w czubach i bez żadnego wstępu zaprosili przybyszy do stołu. Zmęczeni i wygłodniali, nie dali się długo prosić. Z ochotą zasiedli do suto, nie tylko upolowanym mięsiwem, ale i mocnymi trunkami, zastawionego stołu. Jakoś po kilku kęsach dziczyzny i kwarcie napitku, Rudolf nie bacząc na dyskrecję poselstwa, zaczął przebąkiwać skąd i dokąd podążają. Jego kompanom nie podobało to się. A kiedy zwrócili mu uwagę, odburknął, że nie ich to sprawa, o czym i z kim będzie rozmawiał. Wtedy też wtrącił się ów myśliwy, który najżywiej dyskutował z Rudolfem i ostro zgromił Olafa. Ten mając już dobrze w czubie, nie zważając na nic, odwinął i wymierzył pięścią myśliwemu w nos. No i się zaczęło… Rudolf mimo iż na jego kompana naskoczyło aż trzech przeciwników, nie ruszył na pomoc. Udawał, że jest bardzo zajęty dyskusją z innymi, a Einar spał z głową w pustej misie. Tak więc Olaf nie miał wsparcia od kompanów i sam odbierał srogie cięgi. W końcu jednemu z myśliwych udało się rozdzielić zacietrzewionych i bójka 5 ustała. Olafowi w czasie bójki piwo całkiem wyszumiało z czuba. Czuł się nieswojo po przegranej bitwie, postanowił zostawić towarzystwo i ułożyć się na spoczynek. Noc była ciepła więc uznał, że najlepiej będzie, pod drzewem na trawie przespać do świtu. Obity, z krwawiącym nosem, ledwie o własnych siłach wyszedł z izby. Rankiem, kiedy to kurierzy mieli ruszyć w dalszą drogę, Einar znalazł Olafa bez życia na wpół leżącego, na wpół opartego o pień sosny. Jego kaftan na piersi miał ślad po bagnecie i wielką, ciemną plamę. Kiedy Einar podszedł bliżej do niego, stwierdził, że ciemna plama to zaschnięta krew. Wzdrygnął się na ten widok, a Rudolf patrząc na bladą twarz martwego kompana, chłodno orzekł: - Widać wyszli za nim… - Pewnie tak bez przekonania szepnął Einar i dodał Trzeba by ich pojmać, ale nikogo już tu nie ma. Wszyscy oddalili się. - A coś ty myślał, że będą czekać, aż ich wyrżniesz? Einar spojrzał tylko na Rudolfa i nie powiedział nic, a nie chcąc zostawiać tu ciała martwego kolegi, udał się w poszukiwaniu jakiejś płachty, w którą mogliby zawinąć. Po chwili wrócił do Rudolfa stojącego wciąż nad martwym Olafem. Owinąwszy, obaj razem, przełożyli go przez koński grzbiet i ruszyli w drogę. Einar, jadąc przodem, wiódł za sobą wierzchowca z ciałem Olafa. Popędzał konie, chcąc czym prędzej dotrzeć do jakiejś osady, gdzie mogliby pochować kompana. Ale Rudolf powstrzymywał go upominając, że zgubi swój „bagaż”. Wtedy Einar zwalniał nieco, ale nie na długo, bo po chwili znowu jechał truchtem. W końcu Rudolf zarządził popas i zatrzymali się na małej polance. Po krótkim odpoczynku i ugaszeniu pragnienia w przepływającym strumyku, powinni byli ruszyć dalej, ale Rudolf napoiwszy konia, oznajmił: - Dalej nie będziemy ścierwa wieźć. Trzeba go tu pogrzebać. Einar był oburzony tym, jak się Rudolf wyrażał o nieżyjącym. Jednak i on chętnie pozbyłby się ciała, dlatego bez sprzeciwu, ale i bez pewności, przytaknął mówiąc: - Może i tak będzie lepiej… 6 Informacja o skarbie. Skarb 488 monet srebrnych znalezionych podczas kopania fundamentów na prywatnej działce budowlanej w Osieczowie, posesja nr 30 (gm. Osiecznica) pod koniec lipca 1996 r. Według posiadanych dokumentów znalezione monety znajdowały się w glinianym garnku. W tym samym roku do zbiorów jeleniogórskiego Muzeum Wojewódzki Konserwator Zabytków w Jeleniej Górze przekazał 485 monet, a Komenda Rejonowa Policji w Bolesławcu przekazała 3 monety z tego znaleziska. Najstarszymi monetami są grosze praskie (60 monet), wybite za panowania Władysława II Jagiellończyka (1471 1516) w Kutnej Horze. Najmłodszymi monety 15 krajcarowe z 1663 roku wybite we Wrocławiu i Brzegu oraz szóstak koronny wybity w Krakowie za panowania Jana Kazimierza (1649 -1668). Monety pochodzą z różnych krajów niemieckich (Wiedeń, Saint Polten, Saint Veit, Hall, Joachimstal, Salzburg, Würzburg, Mainz, Drezno, Lipsk, Brema, Holstein, Lubeka), Czech (Kutna Hora, Praga), Śląska (Wrocław, Brzeg, Cieszyn, Opole), Niderlandów (Maastricht, Antwerpia lub Bruksela), Szwecji (Ryga), Polski ( Kraków, Bydgoszcz, Gdańsk, Toruń, Poznań, Wilno, Lwów). Najwięcej monet pochodzi z Saksonii 174 grosze z lat 1614 1642 wybitych w mennicy drezdeńskiej za panowania księcia saskiego Jana Jerzego (1611 1656). 16 Wybrane monety ze skarbu: Wielkość oryginału 28 mm GROSZ PRASKI, Czechy, Władysław II Jagiellończyk (król czeski 1471 1516, król węgierski 1490 - 1516), mennica Kutna Hora, nr inw. MJG AH 6592 Wielkość oryginału 21 mm GROSZ (1/24 TALARA), Rudolf II Habsburg (1576 1612), 1598 r., biskupstwo Minden, nr inw. MJG AH 6667 17 Rysunki: Henryk Rusewicz Skład: Marek Sadowski