ZŠ A MŠ DR. OLSZAKA PSP KARWINA VYBRALY / WYBRAŁY

Transkript

ZŠ A MŠ DR. OLSZAKA PSP KARWINA VYBRALY / WYBRAŁY
ZŠ A MŠ DR. OLSZAKA
PSP KARWINA
LITERÁRNÍ
ACH!
ALMAN
LITERACKI
2011 / 2012
VYBRALY / WYBRAŁY::
EWA CIELECKA
LENKA PISZCZEK
DARINA CIEŚLAROVÁ
Autoři textů/ Autorzy tekstów
VI. ročník/klasa
Filip Chudík
Magdalena Szyja
Alexandra Veselá
VII. ročník/klasa
Sławomir Jaworski
Małgorzata Sikorová
Ema Trávníčková
Barbara Zemene
VIII. ročník/klasa
Kira Garcia n´Dua
Patricia Gasiorowski
Agata Chrząszcz
IX. ročník/klasa
Dorota Bizoń
Piotr Cielecki
Andrea Koupil
Stanisław Orszulik
Beata Owczarzy
Veronika Owczarzy
Marek Szwed
Joanna Wierzgoń
Spotkanie ze smokiem
Jeszcze tylko zawiązać sznurówki i wyruszam. Patrzę na
zegarek „Uf, zdążyłam”. Tak samo jak każdego dnia wyruszam do
szkoły. Idę koło poczty, potem skręcam w prawo ulicą pełną domków
rodzinnych. Jeszcze tylko przejść małym parkiem i jestem w szkole.
Nagle spoza drzewa patrzy na mnie coś ogromnego, strasznego,
zielonego z wyłupiastymi oczami, ostrymi zębami, pazurami i śliskim
ogonem. Całe ciało pokrywają mu łuski błyszczące brązowo-zielonym
śluzem. „Cześć!”-wykrzykuje na mnie „SMOCZYSKO”. „Co masz na
drugie śniadanie?” – zapytał. „Maaa, maaam kanapki z szynką i
babkę...” – odpowiedziałam wystraszona.„Oooooo...” – oblizał się smok.
„A tę babkę to mama ci zrobiła, czy kupiłać ją w sklepie?” „Mama
upiekła mi ją wczoraj wieczorem.” – odpowiadam znów. „Ale myślę, że
tobie by nie smakowała.” „Nie?” – zapytał zdziwiony. „To pokaż, daj mi
spróbować. Powiem ci, czy mi smakuje.” „Nie dam, bo będę głodna.”
Smok zaczyna się złościć. Z nozdrzy syczy mu para, szczerzy zęby,
już jest bardzo zły a ja zaczynam się naprawdę bać. Nagle swą
ogromną łapą machnął i zabrał mi plecak.
Wtem zaczęło coś brzęczeć. Budzik? Więc to był tylko sen?
Odetchnąłem z ulgą. Chyba jednak dla pewności dziś pójdę naokoło.
Alexandra Veselá, VI. klasa
Spotkanie z Węgierskim ciernioogonowym smokiem
Wiedziałam, że praca przy smokach jest trudna. Ale nie
wiedziałam, że aż tak. Pewnego dnia zdarzyło mi się spotkanie z
dzikim Węgierskim ciernioogonowym smokiem. Gdybym nie uważała w
szkole, to chyba już bym nie żyła. To moje jedyne szczęście.
Tego dnia poszłam skontrolować, czy wszystkie Norweskie
kolczaste smoki mają się dobrze. Gdy szłam do domu, usłyszała
straszny ryk i zobaczyłam ogniste światło. Poczułam
charakterystyczny zapach smoczego ognia i skórę wytarzaną w błocie.
To mogło oznaczać jedyne – natknęłam się na dzikiego Węgierskiego
ciernioogonowego. Wyciągnęłam spod płaszcza różdżkę i czekałam, aż
się zbliży. Czekałam długo, ale potem słyszałam świst dwóch ciężkich
skrzydeł. Smok był sam i leciał w mym kierunku. Gdy był blisko,
wysłałam na niego czarodziejską formę „konjuktivitus”. Oczy są
najsłabszym miejscem smoka, więc kiedy go bolały, był ciągle
niebezpieczny, ale gorzej mnie widział. Wykorzystałam tę chwilę
dobrze i związałam go czarami.
Teraz ten smok ma na imię Dziczek, a raczej Dziczka, bo to
smoczka. Parę dni temu złożyła jaja i tylko ja do niej bezpiecznie
podchodzę. Raczej nikt inny tam nie chce chodzić. Czasami opowiadam
Dziczce przygodę pierwszego naszego spotkania. Kto wie, może ona
mnie rozumie i dlatego tak się przyjaźnimy! Koniec.
Magdalena Szyja, VI. klasa
Lev
ZOO. Můj domov je ZOO. Jsem už tady 4 roky a pořád to je stejná nuda. Někdy
je to možná i horší než normální nuda. Je nás tady pět. Juli, Pepa, Franta a já.
Upřímně moc je nemusím. Jmenuji se Lojza, abyste věděli. Můj život, jak už jsem
říkal, je fakt nuda. Každý z nás dostane jídlo 3 x denně. A to nám to jídlo dají
přímo před nos! No, řekněte mi, který lev má tak pravidelnou stravu a ještě
k tomu už naporcovanou? Je to tu hrozné. Opravdu!
Už je večer, konečně odešli poslední hosté ZOO a já můžu jít konečně spát.
Každý, doslova každý, večer vzpomínám na to, jaké to bylo, když jsem byl volný.
Mohl jsem chodit, kam se mi chtělo, mohl jsem lovit, jíst, co se mi chtělo. To byl
ale život! Tak moc mi to chybí. Bylo to hrozné si zvyknout na tohle prostředí.
Ještě k tomu je tu šílená zima.
No nic, jdu spát.
Je ráno a mně zase trvá půl hodiny než vůbec otevřu oči. Ale dneska to je jiné
ráno než normálně. Tak nějak se třepu. Ale moment, to není moje postel. Co to
je?! Kde to jsem? Moment, to je auto. Někde mě převážejí? To se mi ale vůbec
nelíbí! Zastavili. Asi si všimli, že už nespím. Jé, jde nějaký chlap. Ale co to drží?
To je nějaká pistolka? Hele, to se mi moc nelíbí! Auu, to štíplo. Spím. Po dlouhé
době se probouzím. Zase jsem v autě, ale tentokrát je to úplně jiné auto. Hele, už
mě to nebaví. Kdo mi řekne, kde jsem? Tak se jim snažím naznačit, že už nespím.
Auto zastavilo a pomalu se začínají otevírat dveře.
To se ještě nestalo, aby tam nikdo nečekal s obojkem. Tak vyjdu z auta, dívám se
a tam nikdo. Žádný člověk. Jen … moment. To tady znám, to mi něco říká! To jsou
stromy jako v Africe, to je teplo jako v Africe, ta hora je taky jako v Africe.
Přece to je Afrika! Neuvěřitelné, jsem zase volný. Wooow! Můj život začíná.
Joanna Wierzgoń, IX. ročník
Dziękuję, że jesteś!
Dziękuję, że jesteś – te słowa nasuwają mi na myśl rodzinę, kolegów, ale także
moje wspomnienia, marzenia, moje cele. Dziś jednak poświęcę parę słów memu
małemu, ale jakże ważnemu dla mnie skarbowi, mojej suczce Peggy. Kiedy rano
wstaję, popatrzę przez okno i zobaczę ją, jak stoi pod moim oknem, to jest dla
mnie bardzo ważny moment. Kiedy wracam ze szkoły, słyszę jej pisk i widzę tę
radość w jej oczach, to mój humor podnosi się o 120 %. Kiedy jest już pod
wieczór i idę z nią na przechadzkę, to relaksuję i tylko tak rozmyślam o różnych,
czasami nawet głupiutkich sprawach. Mogę z nią chodzić po lesie nawet 2 godziny
i nie znudzi mi się. Prawie każdego dnia przychodzi za mną lub za moją mamą i
prosi nas tymi swoimi psimi oczami o jakiś smakołyk. Zawsze, kiedy jest mi źle lub
smutno, ona przyjdzie i zawsze umie mnie pocieczyć. Wszyscy ją kochamy.
Czasami wykopie w ogrodzie jakiś dół, ale jest to nasz rodzinny skarb.
Dziękuję, że jesteś!
Ten temat jest dla mnie dobrze znany,
Będę pisać o moim maleństwie ukochanym.
Ma na imię Peggy, ma cztery latka,
Niektórzy o niej mówią: mała psia mulatka.
Kiedy zrobi na mnie psie oczy,
Ziemia pod nogami mi się szybko toczy.
Zawsze dostanie jakiegoś smakołyka,
A potem się na nas wykicha.
Ale wiem, że mnie kocha, że mnie lubi,
Kiedy jest jej źle, przyjdzie i się przytuli.
Zawsze radośnie wierci ogonem,
Kiedy zobaczy mnie przed domem.
Agata Chrząszcz, kl. VIII
Dziękuje że jesteś
Kiedyś miałam sen...
Sen, w którym świat był bez ciebie,był szary,zdawało mi się, ze ludzie byli
ponurzy. I choć słońce świeciło bardzo wysoko i jasno, bez ciebie było ponuro.Na
szczęście był to tylko sen…
Otóż, kiedy jesteś ty, świat się rozwesela, wszyscy jakby odżywają. Ty, kiedy
jest mi smutno, zawsze mnie rozweselasz albo mi pomagasz. Jesteś dla mnie
jednym z największych skarbów, które mam. Nie mogę sobie wyobrazić świata
bez Ciebie,czyli bez… MUZYKI.
Jesteś sztuką tworzoną przez każdego z nas.
Muzyka nie jest dla mnie tylko słowami śpiewanymi przez kogoś, ale także
przyrodą. Muzyką jest dla mnie także ćwierkanie ptaków, szum mórz, wiatr...
Jest mało takich dni, w których bym sobie nie zanuciła jakiejś piosenki.
Pomagasz mi w moich trudnych chwilach, ale jesteś też ze mną, kiedy świat jest
najpiękniejszy, a ja najweselsza. Nie znam osoby, która nie kocha muzyki. I choć
każdy z nas słucha innego rodzaju muzyki, jest ona czymś, co nas wzajemnie
łączy.
Jesteś ze mną wszędzie.
Kiedy kładę się spać, ty jesteś moją kolysanką.
Kiedy rano wstaję jesteś pieśnią poranną.
Twoja obecność sprawia,że przechodzę jakby w inny świat i zapominam o
wszystkich dotychczasowych problemach. Twoje tony sprawiają, że w moich
oczach zbiorą się łzy albo wyczarujesz uśmiech na mej twarzy. Ty jesteś z nami
od urodzenia aż do końca naszych dni. Jesteś dla nas wsparciem, kiedy nie
chcemy z nikim rozmawiać o naszych problemach albo cieszyć się chwilą.
Tylko ty umiesz odwrócić świat do góry nogami w kilka minut.
,,Dziękuję, że jesteś, MUZYKO!”
Bez Ciebie moje życie byłoby ponure.
Patrizia Gasiorowski, kl. VIII
Místo, na které se rád vracím
Mnozí toto místo odsuzují, mnozí ho milují, ale většina ho nezná.
Jedná se o jeden nepatrný svět, je nám tak blízko, ale zároveň daleko. Bez
tohoto prostoru bych si již dnes nemohl představit svůj den. Vine se do fraktálu,
spirál, nejrůznějších geometrických tvarů. Propleten emocemi a pocity jako dvě
dlaně zamilovaného páru …
Onen svět by měl znát každý, však není určen všem.
Pokládá nám otázku, co vlastně očekáváme od života? Co potřebuje naše duše, aby
se vzdálila od každodenního stereotypu? Aby se vyrovnala? Jedná se o zemi
psytrance... hudby samotných bohů. Hluboké basové tóny, které se opakují
v mikrointervalech… Jemné melodie hladí mou duši něžně, jako letní vánek objímá
rozsáhlé koruny stromů. Extáze bez extáze … Žádná chemie se nedotkla mého
těla, a přesto jsem omámen sladkou vůní pokušení, ve kterém vnímáte detaily…
Chcete si vychutnat všechny vaše smysly na maximum… Vůni, cit, fraktálové
vizuální projekce uspokojují můj zrak. V sekundě prožijete tolik emocí, co za celý
život. Připomenete si první lásku, první smutek, projdete si peklem ale i nebem.
Vaše duše je roztrhána jako oběť smečky vlků, každý zub zapadající do kůže vám
působí velikou bolest, chcete zemřít… chcete pryč… někam, ale rázem se vám
uklidní bušení srdce a vy cítíte vyrovnanost, klid… zase pravidelný rytmus, zase
stereotyp, ale vracíte se o něco obohaceni, nevím co to je, ale pomáhá mi to
přežít v tom bezcitném světě mimo psytrance.
Piotr Cielecki, IX. ročník
Místo, kam se ráda vracím
Znám mnoho krásných míst, kde ráda trávím čas. Avšak toto je místo
nejbližší mému srdci, kde se cítím svá, kde se můžu odreagovat. Místo
nacházející se v mé rodné zemi, tam, kde byl vždycky můj domov.
Proč zrovna tohle místo? Možná je to tím množstvím vzpomínek,
které pořád vidím před očima. Vzpomínky ze sladkého dětství a také
ty pozdější - z celého mého života. Přináší smutek a zoufalství, ale
také radost ze života a nové naděje...
Nedaleko mého domu vede úzká cestička. Kdykoliv po ní jdu, vím, že
to bude stejné jako kdysi. Vytváří ve mně pocit jistoty. Přejdu lesem,
přes nějž teče čistý potůček, jenž mne vždy uvítá svou žbluňkající
melodií. Projdu dál a rozhlédnu se. Kolem mne jsou stromy.
Zaposlouchám se do šelestu listí, které se ve slunečním svitu lesknou
jako barevné drahokamy. Když dojdu na určené místo, o kterém je
řeč, okamžitě se mi uleví a zapomenu na všechny problémy a
starosti... Hluboce se nadechnu. Všude cítím tu vůni jako nebe
blankytných květů šeptajících mi s lehkým větříkem do ouška, že život
přece není tak zlý. Ležím v měkkém zeleném koberci, kterým je
pokryto toto celé pole, a poslouchám orchestr všech zpívajících ptáků
a včel. Je tu krásně a příjemně. Příroda mne obklopuje ze všech stran
a já cítím svobodu, jako tihle poletující motýli.
V každém ročním období toto místo má své kouzlo, jež na mě působí
dobrou náladou a bezstarostností. Proto se sem ráda vracím, ať se
cítím dobře, nebo mě něco trápí. Je to místo, na které nikdy
nezapomenu a ráda si jeho krásu ponechám jen pro sebe...
Dorota Bizoń, IX. ročník
Haiku
To japońska forma poetycka. Słowo HAIKAI oznacza żart. Układanie
Haiku należało do zabawy osób wykształconych. Współcześnie haiku
nadal jest uprawiane (np. poeta Czesław Miłosz tłumaczył i tworzył
haiku). W Japonii są nawet konkursy w układaniu haiku oraz programy
komputerowe do ich tworzenia.
Japońskie Haiku
Nasze Haiku (kl. IX)
Listonosz
od domu do domu
szczekanie psów
Zegar
z każdą sekundą
tracimy życie
Nowe pianino
głuchy chłopczyk przykłada ucho
do klawiatury
Stopa
naszego ciała
pieczątka
Beata Owczarzy
Burza
przychodząca szybko
w konflikcie słów
Andrea Koupil
Skrzyżowanie
człowiek z białą laską
czeka na światło
Stary dom
tylko księżyc świeci
w oknach
Zegar
nie ma sekundy
spokoju
Marek Szwed
Havran a přelet nad továrnou smrti…
Probudilo mě zahoukání píšťaly lokomotivy… Další várka ztracených duší...
Když jsem vyletěl, oslepilo mě silné sluneční světlo, které vykreslovalo kontury
budov a dávalo tomu nostalgickému cihlovému zabarvení nějaké kouzlo… Strážní
věže, které se tyčí nad pocukrovanými, námrazou se blýskajícími, betonovými
sloupy snižují naději na útěk… Na nástupišti stála řada lidí… Děti si hrály,
postrkovaly se a házely po sobě sněhovými koulemi. Jejich dovádění ukončil
jakýsi elegantně oblečený pán v kabátu a vojenském klobouku. Měl kostnaté
tváře, oči tak modré jako krev vévodů, blonďaté vlasy a drzý úsměv na tváři…
Jednu ruku měl rozpaženou a začal mávat zápěstím bud´ směrem nahoru nebo
směrem dolů… A podle toho pak stráže rozdělovaly lidi nebo jak je nazývali
„Psy“… Ti, kterým elegán ukázal směrem dolů, šli doleva... byli to většinou děti,
starší lidé, těhotné ženy, lidé s postižením… Přiletěl jsem blíže… „Bud´ hodný
Eliore, tatínek se vrátí, neboj… neboj…“ říkal starší muž svému ani ne 3letému
synovi… Pak mu ho vojáci vytrhli a zařadili do pochodů na levou stranu… „Bestie…
Vy BESTIE. Vy Parcha…“ Samopalová pažba udeřila muže do hlavy… Zvedl se…
Podíval se na mne jako na anděla smrti… a jakoby prosil… prosil o ušetření svého
syna... „Keine gnade - žádné slitování“, řekl drzý mladík ke klečícímu muži… Otec
mu plivnul na botu… Důstojník vytáhl zbraň a bezcitně střelil…
Bylo slunečné jarní ráno. Plno zanedbaných, otrhaných, podvyživených
vězňů stálo na shromáždišti… přiletěl jsem co nejblíže se to dalo. Opět ten
mladík. Opět ten stejný výraz na tváři. „Cesta ven nevede. Každý, kdo se pokusí
projevit sebemenší odpor, bude bez varováni popraven!“ bezcitně hlásal mladík...
„Naše zařízení překračuje normy na 156 % veliký to den pro III. Říši tak i pro
bílou Evropu“, najednou jeho projev přerušilo zahučení sirény… vypukla menší
panika. Zanedlouho se z nebes snesly stíhače… jako andělé strážní, kteří
rozjasnili oči tisícům vězňů. Vypukly boje. SSmani zbaběle stříleli do davů vězňů.
Z lesů se vyrojily stovky vojáků. Všude létaly letecké pumy, granáty, hluk z boje
byl hlasitý jako by se měla Země za chvíli rozpadnout. Nakonec bouře utichla.
Hromady těl ležely v kráterech po explozích… Naříkání zraněných, umírajících...
Vojenští lékaři ošetřovali fronty vězňů. I když podvýživa vymazala z jejich tváři
veškeré emoce, v očích jim jiskřila naděje, štěstí, smutek. Letěl jsem dál nad
obrovským komplexem.
Lidé se nikdy nepoučí … vždy chtivost a nenávist pod záminkou lepšího světa
působí jako kompletní genocida vlastního druhu.
Piotr Cielecki, IX. ročník
Kamarád za plotem
Včera jsme se přestěhovali do nového domu. Bydlíme teď na okraji města, u
velkého lesa. Můj táta je totiž velitel naší německé jednotky a má tak důležité
místo, že jsme se museli přestěhovat. Mně to ale vůbec nevadí. Mám teď alespoň
vlastní pokoj a klid od sestry. Je to tu celkem fajn až na to, že nemůžeme jít ven
ze zahrady. Táta nám zakázal vycházet do lesa. Říkal, že je to tam nebezpečné a
že tam jsou vlci. Jenže co já, ten který musí všude být a všechno prozkoumat,
tady budu dělat?
Už jsem to nevydržel. Máma s chůvou jely do města, za tátou přišli ti jeho pánové
v zelených úborech, sestra mě má hlídat, ale jen sem tam vykoukne z okna na
houpačku. Na této houpačce už sedím tři měsíce každé odpoledne a pozoruji ten
černý kouř, který jde tam odněkud za lesem a vznáší se nad ním. Už mě to
přestalo bavit, a tak jsem vyrazil do lesa. Vůbec to nebylo nebezpečné, jak říkal
táta. Žádní vlci ani nic podobného. Díval jsem se na vysoké stromy a šel jsem dál
za černými obláčky. Najednou vidím před sebou řadu dlouhých baráků, obrovský
plot a ještě větší komín, z kterého stoupal ten černý kouř, který jsem pozoroval
ze zahrady. U toho plotu si hrál chlapec. Mohl být stejně starý jako já, to
znamená něco kolem osmi let. Měl na sobě pruhované pyžamo, byl celý bílý a
neměl žádné vlasy. Chvíli jsem ho pozoroval a až si mě všiml, přistoupil jsem blíž a
pozdravil jsem ho. Nejprve se mnou vůbec nemluvil, ale potom jsme prohodili pár
slov. Ptal jsem se ho, proč má na sobě to pruhované pyžamo. Řekl mi, že to tady
v té vesničce za plotem mají všichni. Povídal mi taky, že tady přijel s babičkou,
dědou a rodiči, ale babičku s dědou od příjezdu neviděl. Přijeli tady prý proto, že
rodiče neměli práci a teď ji mají. Šijí tady ta pyžama, co tu všichni nosí. Já jsem
mu povykládal o mém stěhování a útěku do lesa. Tak jsme si povídali, až jsem si
najednou vzpomněl, že už musím domů, protože mě budou hledat. Rychle jsem se
rozloučil, řekl jsem chlapci, že přijdu zítra, ať tu na mě čeká, proběhl jsem
lesem, vběhl do zahrady a vyskočil na houpačku. Zrovna přijíždělo auto s mou
matkou a chůvou a já poslušně mával. Nikdo nic nezjistil.
Druhý den, když táta musel rychle odjet, kvůli telefonátu z práce, jsem se zase
vytratil. Dlouho jsem čekal u plotu a chlapec nepřicházel. Najednou se vynořil
z jednoho z těch baráků za plotem. Táhl kolečko s nějakým nákladem. Říkal, že
ode dneška i on musí dělat nějakou práci, protože se tady ten místní pán ředitel
naštval a všem dětem dal něco na práci. Chlapec si stěžoval, že má hlad, že mu
tady nedávají moc najíst, taky na to vypadal, a že už dlouho neviděl svého tátu.
Řekl jsem mu, že mu zítra přinesu něco na zub a taky jsem mu nabídl pomoc při
hledání jeho táty, ačkoliv ještě nevím jak. Když už jsme si tak povídali, zeptal
jsem se ho, jak se jmenuje a on mi řekl, že on se nejmenuje, protože tady má
každý jen svoje číslo, a tak se poznají a nepotřebují jméno. Přišlo mi to divné, ale
nic jsem nenamítal. I když on to nevěděl, pojmenoval jsem si ho, kamarád za
plotem, a tak jsem si vždycky říkal, sám pro sebe, že jdu navštívit kamaráda za
plotem. Tak jsem tam chodil ještě spoustu dnů, nikdo na to nepřišel, takže jsem
neměl průser. Jen hospodyni bylo občas divné, že mizí některé zásoby ze spíže,
ale nemohla zjistit, kdo je sebral a co s nimi dělá. Brával jsem mému kamarádovi
vždycky něco k snědku a povídali jsme si o všem možném, co musí dělat tam v té
podivné vesničce. Některé věci mi přišly strašně divné. Třeba to, že se tam
nekoupou, nemají tam obchod, nemají normální dům a zahradu a že musí pracovat
a nedostanou peníze. Mohl jsem se divit, ale nemohl jsem nikomu nic říct, protože
by všechno prasklo.
Jednou byl můj kamarád opravdu smutný. Neviděl už velmi dlouho svého otce a
hodně se mu stýskalo. Jeho matka taky nevěděla, kde je, ale řekla mu, že možná
bude tam, kde všichni muži, v té části u komína, pomáhat pracovat. Slíbil jsem mu,
že mu jeho tátu pomůžu najít.
Vymysleli jsme si plán jak na to. Kamarád mi sežene to jejich pyžamo, abych
mezi nimi nevypadal divně, společně podkopeme ten vysoký plot a půjdeme hledat.
Druhý den šlo všechno podle plánu. Podkopali jsme plot, kamarád přinesl pyžamo a
vyrazili jsme hledat. Bylo tam neuvěřitelně moc lidí. Připadali mi hrozně hubení,
smutní a unavení. Po stranách byly vysoké postele a všude špína a puch. Po chvíli
chození mezi těmi postelemi jsme pořád nemohli jeho otce najít. Najednou
přiběhl takový pán, vypadal podobně, skoro stejně jako ti od táty, a řekl, že si
všichni mají vzít své věci a jít za ním. Všichni poslechli a šli. Já taky, protože jsem
nevěděl, jak se dostat z toho chaosu ven. Můj kamarád říkal, že neví, co se děje,
protože tady nic podobného ještě nedělali. Ve velké tlačenici jsme vešli do
obrovské místnosti a museli jsme se svléknout. Všichni říkali, že je to sprcha, tak
jsem si myslel, že se jen opláchnu, prolezu plot a jsem doma…
Teď už vím, že jsem to pochopil špatně. Je ze mě už jen ten pouhý černý obláček
kouře, který se vznáší nad mým domem a lesem. Když mě tak vítr nese, vidím
otce, jak odchází z té vesničky, kde jsem měl kamaráda za plotem.
Beata Owczarzy IX. ročník
Odrůda radosti
Helmut Elias Töpfer, 32 let, poručík SS. Zatčen americkými vojsky dne
30.5.1945 za zvěrstva páchané na lidech v koncentračním táboře Esterwegen.
Poté předán do rukou vojenskému soudu a odsouzen k trestu smrti zastřelením.
Jsem rád za to. Jsem rád, že konečně mohu být potrestán za to, že se stala ze
mne zvěř. Nenávidím sebe a nenávidím ty, kteří by mne dokázali snad i milovat,
neboť není co milovat na mé znetvořené nátuře. Počátky mé znetvořené duše
sahají do raného dětství. Vše začalo hyzdit mou povahu po pátém roku života, kdy
jsem si většinu věcí začal zvolna uvědomovat. První poskvrna se ukázala potom, co
můj tyranský otec utloukl mou nebohou matku k smrti. Začal jsem ho nenávidět.
Nenáviděl jsem ho z celé své duše a od tohoto okamžiku se moje existence měla
odvrátit špatným směrem. Otce uvěznili jen na pouhé dva roky do kriminálu a mne
poslali do dětského domova. Po dvou dosti št´astných letech, se otec objevil u
prahu domova. Vzal si mne zpátky k sobě. Od té doby se má nenávist k otci
prohlubovala na tolik, že mne tahal chtíč zabít ho. Má nenávist se začala odrážet
i na mém postoji k lidem. Vnitřní snaha dobrého srdce, které mi po sobě
zanechala matka, odstranit tento pocit chlípnosti po zabíjení byla neúnavná.
Otec, jako tvrdý stoupenec nacistické strany, praktikoval své zásady na mně.
Prvním otcovým krokem bylo přihlášení mne do takzvané hitlerjugend. Bylo to
období, kdy má již tak utrápená duše přísnou otcovskou diktaturou, začala černat
ještě víc. V hitlerjugend se má nenávist vykreslovala tak silně vůči vůbec všem
lidem, že jsem získával pozvolna rysy svého trýznivého otce. Hnusila se mi ta
krutost tak velmi, že jsem ji začal milovat. Postupně se ze mne zrodila bestie
převyšující i mého otce. Díky konexeschopného tatíka jsem měl tu možnost stát
se jedním z vrchních velitelů koncentračního tábora v Esterwegen. Ze začátku
jsem se vyžíval v tyranii nastolené pro tamní vězně. Přišlo mi zajímavé, že z lidí
mající city, potřeby, touhy a sny dokáže někdo udělat jen trosku, pouhé nic
čekající tak horlivě na svůj konec. Ano, dělalo mi dobře, když jsem mohl vidět
útrapy těch lidí. Byl jsem natolik pohlcen zabíjením, že jsem neměl svědomí.
Nebylo ho potřeba. Byl jsem zaplaven tou černotou úděsů a smrti, jež byla stále
mezi námi. Ani jsem vlastně nevěděl, proč se to dělá a zdali se vůbec může vzít
člověku to největší bohatství, které vlastní, život. Nechtěl jsem znát odpověd´.
Snad smysl všemu, co jsem páchal, mi dával pocit, že konečně se mne někdo bojí,
že konečně někdo má strach, abych mu neodebral štěstí, které zůstalo odebráno
mně. Líbilo se mi rozdělovat rodiny, muže od svých žen, matky od svých dcer,
otce od svých synů. Protože proč by měli mít synové mateřskou lásku, která mi
byla odebrána tak surově? Tohle mi dělalo radost. Dělat z lidí nic. Jen číslo.
Z těch spousty čísel si pamatuji jedno. Číslo 9541. Číslo jedné dívky. Dívka mající
tvář tak neskutečně podobnou tváři mé matky. Pokaždé když začala křičet, bylo
to jako bych se vrátil do minulosti a slyšel mou týranou matku. Usmála se jen
jednou, když vcházela tam, odkud už se nevracelo na denní světlo. Úsměv byl
kopií úsměvu mé matky. Tehdy se ve mně hnul pocit tak nepatrný, ale velmi
intenzivní. Pocit úzkosti, smutku a lítosti. Pocit uvědomění jaké jsem zvíře.
Známka života dobré strany mého srdce. Dívka se mi začala zjevovat ve snech.
Promlouvala ke mně. Ptala se mě, proč to dělám. Ptala se, jestli už mám dost toho
všeho zvěrstva. Myslel jsem, že už snad blázním. Já však posílal dennodenně
desítky těl bez duší na vysvobození. Už jsem to dělal automaticky, přestalo mi to
dělat radost. Vlastně podstatu radosti jsem neznal. Až teď, když tu čekám se
zavázanýma očima a spoutaný, cítím přítomnost mého, kdysi nepostřehnutelného
stínu – svědomí nesoucí obrovskou kád´ prolité a zapáchající krve. Čekám na tupý
zvuk, výstřel signalizující mé osvobození.
Andrea Koupilová IX. ročník
O tym, jak jutrzenka powstała i jak swe miejsce znalazła
Bogini Eos była dobra. Całymi dniami chodziła po niebie i marzyła.
Bardzo kochała gwiazdy, więc Zeus i jego pasierb Ganimedes zaszli za
boginią nieba Herą, by mogła starać się o gwiazdy. I Eos wielką miała
radość, gdy Hera po długich błaganiach pozwoliła jej starać się o
gwiazdy. Powiedziała tylko: „Nie zgub ani jednej i staraj się, by nie
traciły blasku. Każdy dzień czyść je i poleruj, a w nocy wypuść je na
niebo. Jest to praca żmudna, lecz nie myślę, żeby to było dla Ciebie
trudne.
Eos nie była nigdy tak szczęśliwa jak teraz, przy opiece nad
gwiazdami. Jej oczy zazwyczaj jaśniały jak gwazdki, lecz teraz były
jeszcze jaśniejsze. Od tej pory blask oczu był widzoczny nawet przy
świcie i zachodzie słońca. Tak jasne były oczy Eos. Ludzie myśląc, że
to gwiazda, Jutrzenką tę jasność nazwali. Eos chciała dać im tę
gwiazdę na zawsze. I płakała a z jej jasnych oczu tak samo jasne łzy
leciały. Wszystkie pozostawiła na niebie, lecz na różnych miejscach.
Hera rozgniewała się. Łzy strąciła na Ziemię i Eos wyrzuciła.
Bóg Lufus opiekował się zwierzętami leśnymi. Był w Eos
zakochany, więc chcąc się jej przypodobać chciał łzy z powrotem
wrócić. Wziął więc rydwan Heliosa i wrócił gwiazdy. Lecz tylko jedna
została taka jasna i inne zbladły i błyszczały jak inne gwiazdy. Ta
najjaśniej świecąca została przy tronie Eos. I Eos pokochała Lufusa i
z miłości dziecko powstało. Nazwano je Agyhi, czyli Jutrzenka, Agyhi,
kiedy dorosła, zaopiekowała się gwiazdami. Koniec.
Magdalena Szyja, VI. klasa
Zázrak
Nejdříve je třeba se zamyslet, co to vlastně zázrak je. Každý má na to jiný
pohled, myslím, že už tohle je zázrak, že každý je jiný, jedinečný. To, že žijeme,
existujeme, je zázrak.
Pro mě osobně je zázrak každý tvor, každá rostlina, příroda. Je to neskutečný
koloběh, který bez jediného malinkého živočicha či rostliny nefunguje. Není to
úžasné? Nevěřím tomu, že to všechno povstalo z ničeho, bylo by to absurdní.
Věřím, že jsme svědky zázraků každý den. Mnoho lidí si to neuvědomuje a bere to
jako samozřejmost. Není to škoda? Zázrak je, když žena přivede na svět dítě,
nebo samotný člověk jako takový. Myslí, má city, každý je jiný. Na světě
nenajdeme dva stejné lidi. To je podle mě nádherné.
Já věřím v Boha, některým se to zdá jako naprostá hloupost, ale mně to přijde
normální a úžasné. V Bibli se píše, že Bůh stvořil svět a lidi. Jenomže pak vstoupil
do světa hřích, ale Pán byl tak milostivý, že poslal Zachránce, aby se stal
člověkem a zemřel za každou špatnost, kterou kdo udělá. Je psáno: „Neboť tak
Bůh miloval svět, že dal svého jediného Syna, aby žádný, kdo v něho věří,
nezahynul, ale měl život věčný.“ Bible – Jan 3, 16.
Každý opravdový křesťan ten verš moc dobře zná a slyšel ho už milionkrát, ale je
moc důležitý, skrývá se v něm tak obrovská láska Otce k nám. Je to neuvěřitelné,
je to zázrak. A nejzajímavější na tom je, že každý člověk si může vybrat, jestli
bude zachráněn, nebo ne.
Kira Garcia n´Dua VIII. ročník
Není smrti bez znovuzrození …
Hvězda zářící na nebi. Barevná duha. Paprsek slunce běžící tisícikilometrový
maratón. Babička říká, že zázraky se dějí všude kolem nás, ale ne všichni je
dokáží vidět. Pro některé je to bohatství, sláva nebo přepych. Jiným stačí jen
málo. A přesně ti lidé se umějí dívat pod povrch. V kapkách deště vidět
pestrobarevný svět. V tichém moři zase tisíce příběhů. Umějí otevřít své třetí
oko. Když chcete sníst pomeranč, sníte slupku nebo jádro? Myslím, že odpověď
je jednoznačná. A přesně o to mi jde.
Ale ne všechny zázraky se dějí automaticky. Často si vybírají svou daň. A ne vždy
to dokážeme překousnout …
Jistě víte, jaké to je, když zemře člen rodiny. Ten obrovský pocit prázdna. Ta
nepopsatelná bezmoc střídaná výbuchy zlosti a hněvu. Ano. Týká se to také mě.
Před dvěma lety mi totiž zemřel bratr. O to hůř, že jsme byli dvojčata. A nejen
to. Byl mým nejlepším přítelem, oporou v těžkých dnech. Zemřel po těžké operaci
srdce. Nemoc ho trápila už odmalička. Když mi rodiče sdělili tuhle tragédii,
zhroutila jsem se. Strávila jsem čtyři měsíce na psychiatrii, s omezením návštěv,
bez přátel a rodiny. Bylo mi čím dál hůř. Rodiče mi posílali dopisy a psali mi,
abych se brzy vrátila domů, ale dosáhli jen toho, že jsem se rozbrečela a zbytek
dne strávila v posteli.
Zázraky se dějí. V den mého příjezdu domů mi rodiče oznámili, že budu mít
malého bratříčka. Maminka byla v desátém týdnu těhotenství a zářila jako nikdy
předtím. Vlastně poprvé od smrti mého bratra Adama jsem spatřila na její tváři
úsměv.
V den jeho narození jsem si nakreslila v pokoji na stěně veliké, smějící se slunce.
Byla jsem šťastná! Upřímně a bezmezně šťastná! Tajně jsem věřila, že můj bratr
Adam se znova narodil. Můj druhý bratr byl úplně stejný jako on! Vypadal stejně,
měl stejný úsměv, hrál si se stejnými hračkami a prohlížel si stejné knížky. Dali
jsme mu jméno Adam. Mělo nám připomínat, že zázraky se dějí …
Barbara Zemene, VII. ročník
Róża
Żyła sobie raz szczęśliwa rodzina – małżeństwo, które miało
dwoje dzieci Tomka i Różyczkę.
Pewnego dnia Różyczka ciężko zachorowała. Miała wysoką
gorączkę i była straszliwie słaba. Choroba trwała bardzo długo i była
coraz gorsza. Nie byli zbyt bogaci, to nie mogła sobie pozwolić na
lepszego lekarza, a ten z ich wioski powiedział, że na taką chorobę nie
ma lekarstwa. Cała rodzina była bardzo zmartwiona i próbowała
gotować Różyczce różne ziołowe herbatki, ale nic nie pomagało.
Pewnego dnia Różyczka zasnęła i więcej się nie obudziła. Zmarła
W dniu pogrzebu mama Różyczki zdjęła sobie z ręki złoty
pierścionek z czerwonym kamyczkiem i zakopała go tuż obok miejsca,
gdzie została pochowana jej córka. Każdego dnia długo siedziała nad
grobem Różyczki i płakała, wciąż płakała.
Na wiosnę rok po śmierci Różyczki wyrósł w miejscu, gdzie
mama zakopała swój pierścionek, śliczny kwiat. Miał łodygę z kolcami i
liściami, i miał czerwone płatki pozakładane za siebie. Mama nazwała
go po swej córce: Róża.
Alexandra Veselá, VI. klasa
Dziękuję, że jesteś… MAMO
Jesteś mym światłem…
Jesteś mą latarnią
na morzu pełnym skał ostrych jak ludzka obojętność
zawsze wskażesz drogę
nakładając mi okulary miłości i troski
Uczysz mnie widzieć rzeczy, które bez ciebie byłyby
tylko ledwo zauważalnym gestem.
Piotr Cielecki, kl. IX
Niespodzianka
Pewnego dnia, kiedy wracałam ze szkoły, słuchałam muzyki, kiedy nagle
potknęłam się o kamień i rozdarłam kolano.
Popatrzyłam na nogę. Kolano było zalane krwią. Oczy napełniły mi się
łzami. Skrzywiłam twarz z bólu. Powoli wstałam. Do domu to już tylko
kawałek, spróbuję dojść na piechotę. Powolutku dotarłam do domu.
Kiedy mama zobaczyła mnie, jęknęła z przerażenia: „Coś ty zrobiła?”wykrzyknęła. Potem wydezynfikowała mi nogę, co szczypało jeszcze
więcej, a ja mogłam sobie pokrzyczeć. Usiadłam w fotelu, nogę
oparłam o stół i włączyłam telewizję. Słyszałam, że tata z mamą w
kuchni wciąż o czymś rozmawiają. Tata wszedł do pokoju gościnnego,
za nim mama. Oba mieli poważne miny. „Co się stało?” zapytałam.”Chcielibyśmy Ci coś powiedzieć”. Popatrzyłam na nich. „Coś
dobrego, czy złego?” – znów zapytałam. „jest wiadomość dobra i zła”. –
odpowiedział tata. „Po pierwsze: podczas wakacji nie pojedziemy do
Francji.” „Dlaczego?!” – jęknęłam. „Przecież umówiliśmy się, że
pojedziemy!” „Jest tu pewna zmiana.” – powiedziała ze spokojem
mama. Przez chwilę panowała cisza. „Będziesz miała rodzeństwo!”
Otworzyłam usta. Nie wiedziałam, co powiedzieć. „To jest dowcip?” –
zapytałam. „Nie.” – odpowiedzieli z uśmiechem mama z tatą.
No i za siedem miesięcy urodziła mi się śliczna siostrzyczka.
Alexandra Veselá, VI. klasa
Włos od zawału serca
To było na sylwestra. Tego pogodnego, lecz pochmurnego dnia
miałam bardzo dobry humor. Śmiałam się i czytałam dowcipy. Wieczór
po ciemku, bo to było koło godz.17:30, zagadane babcia i jej
koleżanka, no i ja oczywiście szłyśmy przez rynek w dobrym nastroju.
Myślałam o tej nocy, jaki cud zobaczę przez okno z naszego szóstego
piętra. Ach, jakie to piękne! I tak doszłyśmy do byłego kina, gdzie stał
pan z opaską na oku i białym paskiem z czerwonym kółkiem w środku z
jakąś młodszą od niego panią z włosami koloru blond, na których miała
czarną chustę, która była w niektórych miejscach tak jakby z
koronki. I kiedy domyślałyśmy sobie, że czekają na taksówkę,
zaczęłam się bać, bo zobaczyłam liczne torby w ich rękach i
przypomnieli mi się ludzie bezdomni. I wtedy pan się wychylił i
powiedział strasznie długie „ddd”. Potem następował wykrzyk i
pozdrowienie zarazem. Tego „Dobrý den“ się zlękłam. Trochę
wytrzeszczyłam oczy, wzięłam wdech – barzdo którki, wskutek czego
musiałam trochę otworzyć usta i podniosłam ramiona. Na nasze
szczęście pan był tylko zwykłym panem.
Gdy byłam jeszcze trochę przestraszona z szybko bijącym
sercem, powiedziałam babci na ucho: „O mało nie dostałam zawału
serca!!!” A potem znów wesoła świętowałam z rodziną sylwestra.
Magdalena Szyja, VI. klasa
Kiedy moja babcia była mała….
Był niedzielny wieczór, cała rodzina właśnie skończyła kolację.
Babcia usiadła w ogromnym krześle i drzemała, tato popijał czerwone wino, mama
grała na fortepianie, a ja z bratem Adamem graliśmy w berka, biegając po
przedpokoju.
„ Uważajcie, byście czegoś nie stłukli“ - krzyknęła mama.
Kiedy się zmęczyłam zabawą, usiadłam koło babci. Babcia pogłaskała mnie po
głowie.
„ Babciu, opowiedz nam coś ze swego dzieciństwa“ – poprosiłam.
Adam usiadł koło mnie i zaczęliśmy słuchać.
„ Był chłodny wieczór, nie mieliśmy czym palić w piecu, nie mieliśmy żadnego
jedzenia.
Nikt nie mógł wyjść na dwór. Siedzieliśmy w domu. W oddali słychać
było karabiny maszynowe oraz odgłosy bomb.
Jedyne, co miałam, była moja rodzina. Raz na miesiąc dostawaliśmy od wujka
czekoladki, niekiedy trochę materiału na uszycie ubrań.
Mój wujek musiał sobie zmienić imię, żeby go Niemcy nie rozpoznali.
Do domu się dostał, ale musiał zyskać dokumenty, by mógł wyjechać za granicę.
Widziałam same ruiny, smustoszone domy, drzewa, lasy zniszczone ogniem, ale na
szczęście przeżyliśmy.“
Zauważyłam, że babci ściekła łza po policzku.
„ Babciu, raczej teraz coś wesołego“ zaproponowałam.
„ Chodziliśmy tu do niedalekiej szkoły. Nauczyciel był tylko jeden na wszystkie
klasy.
Lubiliśmy zabawę w ciuciu-babkę, jeździłam na rowerze, kiedy miałam 5 – 6 lat
byłam łyżwiarką figurową. Mama uszyła mi misia, którego bardzo kochałam.
Pisałam do św. Mikołaja, który mi przyniósł laleczki i mebelki. Wtedy nie było
jeszcze telewizora, więc ciągle bawiliśmy się na podwórku.
Chłopcy bawili się scyzorykiem a właściwie ja też.
Kochałam swoje dzieciństwo…“
Babcia zamilkła, a my poszliśmy do łóżek. Babcia przyszła do naszego pokoju i
zaśpiewała nam piosenkę…
„Był sobie król, był sobie paź i była też królewna…“
Jak słodko jest zasypiać, kiedy babcia śpiewa.
Minęły lata, ja już jestem nastolatką, Adam jest dorosły, ale babcia zostaje
ciągle naszą kochaną babcią.
Kiedyś podczas naszej wizyty u babci, podarowała mi pluszowego misia a bratu
scyzoryk.
Misia położyłam na półeczkę z cennymi dla mnie przedmiotami.
Chcę mieć pamiątkę na moją ukochaną babcię.
Babcię kochającą swoje wnuki, Babcię która dla nas poświęca wiele czasu, byśmy
mieli się dobrze.
Kiedy pomyślałam, jak fajną i kochającą mam babcię, łza popłynęła mi po policzku.
Kocham swoją babcię i jestem szczęśliwa, że ją mam.
Jedno jest w życiu szczęście, kochać i być kochanym.
Małgorzata Sikora, kl. VII
Kiedy babcia była mała
- Nie masz pojęcia, gdzie jesteśmy, prawda, Mirek? – bardziej stwierdziła niż
zapytała Milka – wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam, że mamy zabrać ze sobą
kamyczki! One zawsze pomagają wrócić.
- Bez obaw dziecka* – odpowiedział pewnym tonem chłopiec – wyprowadzę was
stąd całych i zdrowych.
- Już to widzę – prychnął niezadowolony Jarek – poprostu przyznaj, że się
zgubiłeś.
- Nie gadaj głupstw! Za dwie minuty jesteśmy na zewnątrz – powiedział Mirek.
Szli gęstym lasem, suche liście szeleściły im pod nogami, a zachodzące słońce
oświetlało masywne pnie drzew.
- Nie pamiętasz, co mówiły nam mamy? – przypomniała Mirkowi Milka - mamy
wrócić przed zachodem słońca. Jeśli nie wymyślę jakiegoś dobrego wyjaśnienia,
to w domu będzie rubeso**! To się proszę przynajmniej postaraj!
Mirek poszedł na zachód, potem na wschód, rozglądał się, wspinał się na palce.
Minę miał coraz bardziej niepewną. W końcu usiadł na grubym pniu i jęknął cicho.
Jarek z Milką spoglądali na niego wyczekująco.
- Chyba…chyba się zgubiliśmy – powiedział Mirek, prawie szeptając. Nastąpiła
długa cisza. Słychać było tylko potok, który szumiał w oddali i ptaszki, które
ćwierkały w koronach drzew.
- Następnym razem nie bądź taki uparty – Milka położyła mu dłoń na ramieniu każdy może się zgubić, ale…
- Ale to nic nie zmienia na tym, że miałeś bardziej uważać! – dokończył Jarek i
wyciągnął z kieszeni karmelowe cukierki własnej produkcji - poczęstujcie się.
Potem zobaczymy co dalej.
Zanim zdążyli rozpakować cukierki, zerwał się silny wiatr i zabrał papierek Milki.
Dziewczynka pobiegła, żeby go chwycić a Mirek i Jarek poszli w jej ślady.
Papierek wirował w powietrzu. Raz poleciał w lewo, raz w prawo, ale w końcu Milce
udało się go złapać.
- Mam! – krzyknęła.
- Przecież widzimy – powiedział z ironią Jarek.
- Nie! Mam! – powiedziała i pokazała przed siebie.
Przed nimi kończył się las i widać było drogę. Po drodze jechał wóz, ciągnięty
końmi. Przyjaciele dojrzeli w nim znanego im szewca.
- Chodźcie! – zawołał Mirek do Milki i Jarka – zapytamy pana Andrzeja o drogę!
Pan Andrzej, przez wszystkich znany i lubiany szewc, bardzo ucieszył się na ich
widok.
- Witajcie gizdy! – przywitał się - jechałem właśnie po nowy materiał, więc wasi
rodzice poprosili mnie, żebym się za wami rozejrzał.. Widzę że jesteście cali i
zdrowi. – uśmiechnął się - no to wsiadajcie, podrzucę was kawałek. Ale z was
łajdaki! Wcale nie pomyśleliście o rodzicach kiedy wałęsaliście się po lesie,
prawda? Wiecie, kiedy byłem w waszym wieku, mama ciągle powtarzała że…
Nagle Milka zerwała się. Tak. Nie była już na wozie pana Andrzeja. I nie była już
małą dziewczynką. Siedziała na werandzie, w swoim krześle. Zasnęła, czytając
książkę.
- A więc to tylko sen – stwierdziła nieco zawiedzonym tonem. Ale kiedy podbiegł
do niej wnuk Kuba, uśmiechnęła się. Prowadził za rękę jasnowłosą dziewczynkę.
- Widzę że przyszedłeś z koleżanką – powiedziała Milka z uśmiechem.
- Witaj babciu! To jest Kornelia. Kornelio, to moja babcia Milka.
Kornelia ukłoniła się lekko – Miło mi panią poznać. Podobno jest pani wspaniałą
babcią.
- Tylko taką, jaką powinnam być – powiedziała skromnie Milka.
- Idziemy do lasu, babciu – poinformował ją Kuba – chcemy nazbierać grzyby na
obiad. Też zbierałaś, kiedy byłaś małą dziewczynką, prawda?
- O tak, Kubusiu – Milka uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Nagle o czymś sobie
przypomniała.
- Dzieci! – krzyknęła za nimi – ale zabierzcie ze sobą kamyczki!
- Kamyczki?!
- Wiecie…one zawsze pomagają wrócić.
*dziecka – koledzy
**rubeso – bicie
Barbara Zemene, kl. VII
Kobiety i mężczyźni
(charakterystyka porównawcza)
Kobieta i mężczyzna bardzo różnią się od siebie. Różnią się wyglądem, cechami
charakteru i zachowaniem w codziennym życiu.
Ogólnie w historii płeć żeńska była przez płeć męską lekceważona. Mężczyzna był
tym, kto wszystkim dowodził, prawo miał do wszystkiego, kobieta była jego
majątkiem. Kobieta miała za zadanie być dobrą żoną i matką, troszczyć się o dom
i gotować. Płeć żeńska oficjalnie „oduzależniła się“ od mężczyzn, kiedy kobiety
odzyskały prawo wyborcze. Owszem do dziś, w niektórych państwach Afryki czy
Bliskiego Wschodu, kobieta nie jest równa społecznie mężczyźnie. Tu możemy
rozpoznać jedną z głównych cech charakteru wyróżniającą płeć męską od
żeńskiečj i tą jest dominacja. Mężczyzna dąży do władzy, lubi mieć wszystko pod
kontrolą. Następny czynnik rozdzielający kobietę i mężczyznę to ten, że kobieta
dysponuje większymi zdolnościami opiekuńczymi niż mężczyzna. Płeć męska ma
lepszą orientację w przestrzeni, zapamiętuje całość, kobieta uczulona jest na
szczegóły i dokładność. Płeć żeńska jest bardziej wrażliwa. Mężczyzna jest
uzdolniony więcej technicznie, kobiety zaś są bystre umysłowo w dziedzinach
humanistycznych. Kobiety potrafią robić kilka rzeczy naraz. Płeć żeńska jest w
stanie szwędać się po sklepach ponad trzy godziny, płeć męska z kobietą w
sklepie już po 15 minutach nie wytrzymuje i dostaje ataku szału. Mężczyźni
dysponują o wiele większą siłą fizyczną. Kobiety więcej plotkują. Chorujący
mężczyzna to „umierający“ mężczyzna. W dzisiejszych czasach do niektórych
zawodów, gdzie można zatrudnić kobietę i mężczyznę, raczej wybierani są
mężczyźni, którzy otrzymują o nieco wyższy zarobek od kobiety na tym samy
stanowisku pracy.
To parę elementów, które odróżniają od siebie dwie płci – płeć piękną i płeć silną.
Andrea Koupil, kl. IX
Přátelství
Přátelství skrývá v sobě něco krásného a pro život potřebného.
Když někoho známe, můžeme se na něj spolehnout, důvěřujeme mu, ještě stále to
není přítel. Je to kamarád. Přítelem můžeme nazvat člověka, ke kterému cítíme
něco víc než ke kamarádovi.
Opravdový přítel je za nás schopný "vložit ruku do ohně". Přátelé nepotřebují na
vyjádření svých pocitů slova. Stačí jim pohled jeden na druhého a okamžitě ví, co
mají na mysli. Neříkám, že se vždy shodnou, ale rozumí si. Respektují jeden
druhého a váží si sebe navzájem. Člověk si to někdy hned ani neuvědomí, co pro
něj ten druhý znamená. Někdy musíme dostat od života pořádný "kopanec", aby
nám otevřel oči a začali jsme si takových úžasných lidí vážit.
Podle mne je život bez přítele těžší a smutnější. Měli bychom se dívat na všechny
okolo se všemi chybami, protože nikdo není bezchybný.
Weronika Owczarzy IX. ročník
V Karviné 20. 3. 2012
Milý pane Bolte!
Víte, zdál se mi sen, že jsem byl na olympijských hrách.
Běžel jsem na dlouhé trati a dívám se, že Vy stojíte vedle mě.
Zdravíte mě a já Vás.
Najednou startujeme, běžím nejrychleji, jak jen mohu, vidím Vás rychlého jako
střelu. A teď najednou je konec závodů a já je vyhrál, byl jsem první.
Jsem celý natěšený. Novináři ke mně běží, ptají se mě jak je možné, že jsem
vyhrál.
A já jim říkám: ,,Pánové, všichni víme, že to byla náhoda, nikdo nikdy pana Bolta
neporazí.“
Vy jste přišel ke mně, řekl jste mi smutným hlasem: ,,Mistře, vidím, že ta medaile
je v dobrých rukou.“
Bohužel jsem se najednou probudil. Zjistil jsem, že se mi vše jenom zdálo. Nohy
mě dost bolely a polštář jsem měl na zemi.
Škoda, že to byl jenom sen.
Posílám pozdravy a přeji hodně štěstí v Londýně.
Filip Chudík
V Karviné 3. 1. 2012
Milá Barboro,
Tvůj úsměv na fotkách je vždy tak příjemný a kamarádský, že si
dovolím Ti tykat.
Kdybys věděla, jak moc jsi mi pomohla ve škole!
Díky popisování Tvých velkých úspěchů jsem mohla lehce splnit
domácí úkol z jazyka českého. Stala jsi se pro mne vzorem
vytrvalosti, houževnatosti a trpělivosti už dávno. Z novin, zpráv a
wikipedie vím, že tyhle vlastnosti Tě přivedly až na olympijské hry.
Je to vrchol všeho sportovního snažení.
Vysvětli mi, prosím, jedno. Všichni Tví soupeři chtějí také zvítězit,
navzájem se porážíte, předbíháte - a tomu říkáte hra?
Když já mám olympijské hry, tak celé dny trávím u televize
vybíráním disciplín a sportů, na které se chci dívat. Jsou to pěkné
letní dny a večery, ve kterých se mi zvedá hladina adrenalinu díky
sportovním výkonům.
I Tvým!
Není to však jen o fandění, křičení a držení palců u obrazovky. Pro
mě olympijské hry jsou i paletou barev. Černá barva – což je dřina,
červená – rivalita, modrá – pot a slzy, zelená – kamarádství a žlutá
– což je lesk medailí. Žlutá je také barva bohatství. Kdybys neměla
svou disciplínu a sport tak moc ráda, nevydržela bys ten nápor. Tím
jsi pro mne bohatá – máš to, co leckdo nemá. Jsi mi příkladem. Tak
jsi tedy v Londýně hrej a maluj. Se sporty, se soupeři a barvami.
Těším se na tvůj příjemný, kamarádský a šťastný úsměv na stupni
vítězů.
Tvá obdivovatelka Ema