Almanach žákovských prací - Základní škola a mateřská škola

Transkript

Almanach žákovských prací - Základní škola a mateřská škola
Publikace vychází
1
s podporou statutárního města Ostravy
2
Dvě města - Čarovné pouto
Almanach
literárních a výtvarných prací žáků
2014/2015
Základní škola a mateřská škola Ostrava-Bělský Les,
B. Dvorského 1, příspěvková organizace
Ginmazjum nr 5 Pawla Stellera w Katowicach
Ostrava
Listopad 2014
3
4
Obsah:
Magdalena Jochymczyk: Bycie eko jest super
7
Agata Michalik: Being eco is just great
8
Sandra Mazguła i Kasia Sicińska: Owsiane ciasteczka contra
czipsy
9
Sandra Mazguła i Kasia Sicińska: Oat cakes v crisps
9
Nikola Nyklová: Hlas v telefonu
10
Radomír Plachta: Cesta
16
Kristýna Potempová: Smogíci
18
Pavlína Střelková: Jak se dostal bílý kůň do znaku…
22
Jan Škarek: Bílý kůň a havran
24
Martina Škopková: Ptáček Ostraváček
27
Hana Winterová: O skřítcích uhelníčcích
30
Jakub Wocławek: Sen Karola
32
Aleksandra Łażewska: Karol’s dream
34
5
Milí čtenáři,
dostal se Vám do rukou čtvrtý Almanach literárních a
výtvarných prací žáků, který naše škola vydala.
První novinky si všimnete už po přečtení obsahu autory textů tentokrát nejsou jen naši žáci a
v příspěvcích dokonce nezaznívá jen jazyk český. Do
publikace totiž přispěly také děti z naší partnerské
školy Ginmazjum nr 5 Pawla Stellera w Katowicach,
s níž nás pojí dlouholeté přátelské vztahy naplněné
mimo jiné vzájemným navštěvováním a realizací
projektů.
A aby těch jazyků nebylo málo, rozhodli jsme se, že
příspěvky nebo jejich části by mohli žáci přeložit do
angličtiny.
Další novinkou ve srovnání s almanachy předešlými je
jednotné téma. Všechny texty se více či méně
dotýkají měst Ostravy a Katowic – znaků, ekologické
situace nebo historických souvislostí.
Rádi bychom poděkovali všem polským i českým dětem
a jejich pedagogům za spolupráci na přípravě
almanachu.
Poděkování patří také statutárnímu městu Ostrava,
které finančně podpořilo jak tuto publikaci, tak naše
setkávání se s polskými přáteli.
Redaktoři almanachu
6
BYCIE EKO JEST SUPER
MAGDALENA JOCHYMCZYK
Dawno, dawno temu
żyła
sobie
mała
Ania,
nie
segregowała śmieci,
nie zwracała uwagi
na to że na świecie
powiększa
się
dziura ozonowa, na
to że na ulicy jest
coraz brudniej. Nie
przejmowała się w
ogóle ekologią, nie
słyszała nawet o
niej. Jej rodzice
byli zupełnie inni, oni segregowali śmieci i robili wszystko żeby to co robili
sprzyjało ekologii. Próbowali uświadomić Ani ze ekologia jest ważna, ze bycie EKO
jest super, ale jej to nie interesowało. Mijały miesiące a dziewczyna nie zmieniała
się, kilogramy wzrastały, w jej pokoju było coraz brudniej. Anka była bardzo
gruba, jej rówieśnicy śmiali się z niej , a ona była coraz bardziej przygnębiona i
smutna. Aż nadszedł dzień, w którym nawet jej najlepsze przyjaciółki się od niej
odwróciły. Ania poszła do domu, na początku dawała rade ukrywać to co sie dzieje
w szkole, ale w końcu mama zauważyła że coś jest nie tak. Dziewczyna zwierzyła
się jej ze wszystkiego i mama zareagowała natychmiastowo. Zadzwoniła do ludzi
którzy pomogą Ance, którzy przemówią jej do głowy co musi zmienić w swoim
życiu. Zadzwoniła do dietetyka i chodziła przez pół roku na zajęcia odchudzające,
zmieniła również swoje nawyki żywieniowe i odżywiała się zdrowo, jadła na
śniadanko owsiankę, lekki obiad i żadnych kolacji. Z dnia na dzień zmieniała się na
lepsze. Jest teraz wysportowaną i energiczną dziewczyną. Jej przemiana była
całkowita. Zmieniła sposób życia, ale też zaczęła myśleć ekologicznie. Zaczęła
oszczędzać wodę i prąd, segreguje śmieci, uświadomiła sobie jak istotny jest
recycling.
Teraz Ania uważa, że bycie EKO jest super!!! A TY?
7
BEING ECO IS JUST GREAT
AGATA MICHALIK
Long time ago , at the suburbs of a big city , lived a girl named Ania. She didn’t
know what ‘ecology’ is, and she didn’t care about pollution of the environment at
all. Even the omnipresent rubbish did not interested her and in general she was
indifferent to what was happening with our mother Earth. Ania’s parents were ,
on the contrary, very ecological people and they wanted to change their
daughter. They tried to convince her to ‘healthy lifestyle’. But Ania not only did
not care about our planet but also she did not care about herself. She ate a lot
of sweets and a lot of fast food, she drank huge amounts of unhealthy, sweet
drinks and spent long hours on her sofa watching stupid TV programmes.
Week by week, months by months she was getting more and more unfit, lazy and
fat. After some months Ania put on so much weight that her friends at school
started to jeer at
her.
At
the
beginning she did
not care about that
but soon she felt
very unhappy and
lonely. Finally she
decided to tell her
mum
about
her
problem. And that
was
the
turning
point in her life!
With a little help of
her
mum
she
changed her way of
living - she replaced her unhealthy, fast food died with a healthy fruit and
vegetable salads, and she also exchanged the lazy hours she used to spend in
front of TV into fit, sporty hours. Now, she is fit and energetic girl . She not
only changed her way of living but also her way of thinking about “ecology”. She
saves water and electricity, she segregates rubbish, she knows how important
recycling is.
Nowadays Ania thinks that being ECO is just great! And what about you?
8
OWSIANE CIASTECZKA CONTRA CZIPSY
SANDRA MAZGUŁA I KASIA SICIŃSKA
Jakiś czas temu w naszym życiu nastąpił przełom. Dotychczas nasze życie było nie oszukujmy się - szare, monotonne, jakby pozbawione sensu. Każdego dnia
wychodziłyśmy, kupowałyśmy chipsy, napój energetyczny albo colę. Siadałyśmy na
ławce, jadłyśmy. I tak leniwie, dzień mijał. Następne wyglądały tak samo. Długo
szukałyśmy przyczyny tego problemu. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że jest ona
tak blisko. Coraz częściej myślałyśmy nad naszą egzystencją. Nie wiadomo która
z nas wpadła na ten pomysł, ale wiadomo, że zmienił on nasze życie. Na początku
BIO życie w krainie ekologii wydawało się bardzo proste. Chodziłyśmy na rolki, w
soboty co tydzień biegałyśmy po godzince. Lecz kiedy zaczęło się zdrowe
odżywianie cały czas prysł. Trudno było oprzeć się tym wszystkim słodkościom.
Nie mniej jednak, postawiłyśmy sobie wyzwanie, bo przecież owoce też potrafią
być słodkie
Nasza podróż po krainie ekologii trwa do dziś. Jak na razie żyjemy zdrowo i…
jesteśmy dumne same z siebie.
OAT CAKES V CRISPS
Some time ago our life changed for better.
Earlier our life was dull,
monotonous, and senseless. Day by day we did the same stupid things – we used
to meet, buy crisps or other unhealthy snacks, drink colorful drinks, and do
nothing interesting. We knew that something is wrong with us, that we are losing
our lives, but we were not able to find out and realize what was wrong. Finally
one of us got an idea .- let’s do something to change our lifestyle. The key to
that was ECOLOGY. It was not so easy for us to enter the ECOLOGY WORLD.
At the beginning we decided to play sport. We started to go jogging, swimming
and skateboarding. That was quite nice. More difficult was to change our eating
habits . We asked ourselves: Is it possible to eat oat cakes instead crisps and
drink mineral water instead coca cola? The answer is YES, it is possible.
We continue our new , healthy lifestyle and we feel fine and … we are proud of
ourselves
9
HLAS V TELEFONU
NIKOLA NYKLOVÁ, 8.B
Sebastian postával u telefonní budky nedaleko obchodního centra, kolem níž stála
parta kluků.
„Tak dělej, ty
babo!“ řvali a
řehtali
se
kluci,
jež
Sebastian
považoval
za
své
přátele.
„Co
ti
je?
Jenom zavoláš
poldy a pak
zdrhneme! Co
kruci řešíš?!“
chlapec
sledoval kouř
vycházející
z jejich
úst.
Pomalu
se
vznášel a blednul, nakonec ztratil barvu a rozplynul se.
Sebastianovi bylo patnáct, nebyl ani vysoký ani malý, ale zase hubený a docela
slabý. Tmavé vlasy mu splývaly s očima stejné barvy. Stál uprostřed té
nevychované bandy a nenáviděl sám sebe za to, že se vůbec rozhodnul sem jít.
Jeden z kluků se napřáhl a hodil po Sebastianovi prázdnou láhví alkoholu. Láhev
se jen odrazila od jeho paže a dopadla na zem. Střepy se rozletěly po vlhkém
chodníku.
Chlapec se nechtěl zúčastnit tohohle srazu, ale zase neměl v úmyslu přijít další
den do školy a být za toho šprta, který nevystrčí nohu z baráku. A už vůbec se
mu nechtělo jít zrovna s těmihle spolužáky. Stále tam jen tak stál a sledoval, jak
se perou o krabičku cigaret.
Sebastian was
week. His dark
the middle of
decided to go
fifteen, he was neither tall nor small but slim and quite
hair hung with eyes of the same colour. He was standing in
that ill-mannered herd and he hated himself that he had
there. One of the boys held out his hand and threw an
10
empty bottle of alcohol at Sebastian. The bottle just bounced out of his
arm and fell down to ground. The shards scattered along wet pavement.
The
boy
didn’t want to
take part in
this meeting
but on the
other hand he
didn’t intend
to come to
school
next
day
being
called
the
swot that doesn’t go
out. And he didn’t
want to go with these
schoolmates at all.
He was just standing
there and observing
their fights for pack
of cigarettes.
„Jdu domů,“ rozhodl se.
„ Tak to teda ne!
Prohráls sázku tak padej do tý budky!“ Kluci se chovali jako divocí psi, ovšem ani
jeden z nich nebyl plnoletý. „Mám tě k tomu telefonu dokopat?!“
Sebastian dostal strach, z nebezpečného kamaráda mluvil alkohol.
„Sorry, kluci, ale splet jsem se. Já k vám nepatřím.“ Zavrtěl hlavou, strčil ruce do
kapes kalhot a odcházel domů. V tom ho jeden z neurvalců chytil za ruku. „Co si
myslíš?!“ mrštil s chlapcem na zem. Natloukl si bradu a sápal se po útočníkovi. Ten
ho však chytnul za krk a hodil ho do telefonní budky. Sebastian tloukl do
plexiskla a křičel nějaké nadávky.
„Do háje! Padáme! Jsou tu poldové!“ zděšeně zařval jeden z rváčů. Celá skupina
teenagerů se rozprchla a chlapec uvězněn v budce stále křičel výhružná slova.
Ovšem zvuk houkačky, který podle kluků patřil policistům, byla jen nahrávka na
mobilu, kterou si z legrace pouštěla parta dívek opodál.
Sebastian opřel hlavu o sklo budky a tiše přemýšlel. Měl strach odejít zpátky
domů, bál se, že znovu potká ty nevychovance. Tu ho napadlo zavolat své starší
11
sestře a poprosit ji o odvoz domů. Ano, bylo to zbabělé, ale neměl na výběr. Vzal
ušmudlané telefonní sluchátko do ruky a přiložil si ho k uchu.
Zrovna se chystal vyťukat pár čísel do klávesnice a v tom se v telefonu ozvalo
nepřetržité chrčení. „Haló?“ zeptal se do sluchátka. Bylo sice hloupé mluvit do
telefonu, když ho nikdo nezvednul, ale to chrčení stále pokračovalo. Najednou mu
zazněl do ucha něžný hlásek. Hlas vycházející ze sluchátka pořád něco opakoval,
ale Sebastian mu nerozuměl. Zaposlouchal se tedy do zvuku a soustředil se. Podle
tenkého tónu poznal, že je to dívka.
„Prosím, mluv hlasitěji,“ požádal neznámou. Konečně porozuměl. Bylo to volání o
pomoc, malé dívky, žádala ho o záchranu. „Pomoz mi, prosím,“ opakoval ten
zoufalý, ale krásný hlásek. „Ale s čím?“ ptal se chlapec. Hlas najednou utichl.
Sebastian dostal strach. „Haló? Jsi tam ještě?“ Přemýšlel, jestli se mu to
všechno jen nezdálo.
Dívenka se znovu ozvala. „Prosím, věř mi a neodbývej mě hned. Musíš věřit v to,
co ti teď povím. Žádala jsem už mnoho lidí, ale nikdo z nich neměl tak čisté srdce
jako ty.“ Krásný hlas skoro zpíval v chlapcových uších. „No, tak co je to, co ti mám
věřit?“ popohnal ji Sebastian. „Bedlivě mě poslouchej. Jsem Princezna Mágů a už
spoustu let jsem tu uvězněna. Potřebuju tvou pomoc, už dlouhou dobu je tato
země sužována smogem a nečistotou, chci vás všechny zachránit. Je to pro dobro
všech. Chci, abys mi pomohl,“ říkalo děvče a Sebastian ironicky pozvedl obočí. „To
ti mám jako sežrat? Běž někam.“
Chlapec se už chystal zavěsit, ale v tom ho hlas v telefonu zastavil. „Ne! Prosím,
poslouchej! Potřebuju tě.“ Sebastian se tedy zarazil. Nevěděl, jestli tomu má
věřit, nebo se jen zasmát a zavěsit. Rozhodl se pro to, co bylo slušné. Hlásek se
znovu rozpovídal. „Rada Mágů ve mně viděla až moc velkou hrozbu. Byla jsem
nejmocnější mág světa. Sebrali všechnu svou sílu a uvěznili mě tady. Jsem tu už
několik století.“ Hlas jí přeskakoval zoufalstvím. Chlapec se tedy rozhodl této
nepochopitelné pravdě uvěřit. „Proto tě prosím, pomoz mi dostat se odsud.“ „Ale
jak? Jak to mám udělat? Proč sis vybrala zrovna mě? Já nikdy nikoho
nezachránil, nikdy jsem neudělal nic hrdinského. Proč já?!“ Sebastianovi skoro
vhrkly slzy z očí.
„Protože ty…, ty jediný jsi mě poslouchal a já v tebe věřím,“ řekl povzbudivě hlas.
„Potřebuju, abys našel na Landeku mou tajnou zbraň. Je to amulet, do kterého
jsem vložila část své duše, tedy i část magie. S pomocí toho amuletu a zaklínadla
se dostanu opět na svobodu a pomůžu Ostravě.“
Chlapec stále vstřebával veškerá slova, co dívka vypouštěla z úst. Kdyby téhle
Princezně pomohl, mohla by tohle město zbavit nečistoty. A to bylo pro něj velmi
lákavé. Jeho matka čekala dítě a Sebastian chtěl pro svého malého sourozence
jen to nejlepší. Nechtěl, aby bylo dítě uvítáno smogem a brzy mělo zdravotní
problémy. Sebral veškerou odvahu a konečně se odhodlal promluvit. „Dobrá,
12
pomůžu ti. Ale dělám to jen proto,
že chci konečně něco dokázat a
někým být. Tak do toho, kde
přesně ten amulet je?“
Další den se Sebastian rozhodl
zamířit na národní památku
Landek. Landek nebyl známý jen
díky hornictví, ale i díky sídlišti
lovců
mamutů.
Právě
tam
Princezna Mágů schovala amulet.
Chlapec jel hromadnou dopravou
hodně dlouho. Až nakonec narazil
na jeho zastávku. Když se tramvaj
zastavila, vyběhl z ní, co mu jen
nohy stačily. Chtěl mít to
dobrodružství
za
sebou
co
nejrychleji. Vyšlapal malý kopec,
míjel několik hornických památek,
ale neměl čas se na ně ani podívat.
Až nakonec došel ke svému cíli.
Před ním se rozpínal veliký mamut
vyrobený z umělé hmoty či něčeho jiného. Pak obešel nepovedeného pravěkého
muže a zastavil se u ohniště.
„Tady to je, Princezna Mágů řekla ohniště lovců mamutů. Doufám, že jsem to
pochopil správně.“ Usmál se sám pro sebe Sebastian. Kleknul si na kolena a
rukama začal odstraňovat veškerou horninu kolem ohniště. Bahno se mu dostávalo
za nehty a hlína do rukávů. V tom narazil na něco tvrdého. Zaměřil se na tu
tvrdou věc a hrabal ještě usilovněji. Hornina byla z věci odstraněna a v tom si
Sebastian uvědomil, že je to jen plechovka. Věděl, co má hledat, ale nemohl to
najít. Popadl ho vztek a začal hrabat jako šílený. Když už si mu podařilo vykopat
díru takovou, do které mohl i sám skočit, našel to. Uchopil onu věc a bedlivě si ji
prohlížel. V rukou držel Věstonickou Venuši. Hliněnou postavičku pravěké ženy.
Venuše byla velkou národní památkou. Pocházela z doby lovců mamutů. Najednou
Sebastianovi zahrála v hlavě slova Princezny. „Najdi ji, Věstonickou Venuši. Jeden
mág mi ji kdysi daroval. Není to jen napodobenina, je to ta pravá Venuše. Když ji
objevíš, přines ji ke mně.“ Když tak myslel na Princeznu Mágů, chtěl vědět, co je
zač. Ve skutečnosti v téhle chvíli pomáhal někomu, koho nezná a koho ani neviděl.
Vykročil zpátky, odkud sem přišel, tedy k telefonní budce. Pomalu otáčel v rukou
tou hliněnou postavičkou. Stále mu vrtalo hlavou, proč si Princezna vybrala jako
amulet zrovna Věstonickou Venuši. Ano, byla cenná, ale určitě kradená. Jak by
13
mohl nějaký mág darovat jen tak někomu Věstonickou Venuši? Rozhodl se, že
s těmito věcmi nemá co do činění. Zkrátka našel amulet a nese ho vlastníkovi.
V tom si Sebastian uvědomil, co má vlastně za důležitou věc v rukou. Do tohohle
amuletu byla zřejmě i vložena část Princezniny duše a magie. V tuto chvíli byla
tahle věc neuvěřitelně mocná.
Chlapec se již blížil k supermarketu nedaleko telefonní budky. Stačilo už jen pár
kroků a měl to všechno za sebou. Vešel do budky a zvedl telefon. Znovu se
ozývalo to nepřetržité chrčení. „Haló? Haló? Našel jsem ji!“ chrčení přestalo a
ozval se znovu ten sladký a vlídný hlásek. „Opravdu? Máš ji? Děkuji ti mnohokrát,
jsi můj zachránce!“ v Princeznině hlase šla rozpoznat náhlá radost. „Ale ještě
něco po tobě potřebuji. Naučím tě zaříkadlo a ty ho pak budeš říkat společně se
mnou. Uděláš to pro mě?“ Sebastian jemnou dívku nemohl odmítnout. „Dobrá, mluv
tedy.“ Princezna Mágů zřetelně prozrazovala zaklínadlo chlapci. „Jsi připraven?“
zeptala se raději. „Můžeme.“
„Duše, mysl, maso, kosti i krev,
Magie přenes mě hned nazpět.
Duše, mysl, maso, krev i kosti,
Poraz toho kdo mě tu hostí.“
Opakovali to třikrát za sebou. Sebastian přitom otáčel Venuší v ruce. Princeznina
duše se uvolnila z amuletu a vystoupila
z něj. Před Sebastianem se objel bílý
průsvitný
duch,
který
šeptal
zaklínadlo společně s nimi. Kolem
ducha se objevil obláček dýmu a
postavu celou zahalil. Chlapec stále
opakoval zaklínadlo, nenechal se ničím
vyrušit. Dým zničehonic zmizel a před
Sebastianem stála osoba o něco menší
výšky, než byl on. Osobou ale byla
žena. Rozpoznal dlouhé blond vlasy,
které se jí plazily po ramenou. Byly
sestříhány kolem obličeje, takže jí
nijak nepřekážely ve výhledu. Ale ze
všeho nejvíc si nemohl nevšimnout
jejího oblečení. Tmavé šaty dlouhé až
na zem se spoustou bílých krajek a
volánků. Šaty už na pohled vypadaly
jako z jiné doby.
„Jsi to ty? Princezna Mágů?“ zeptal
se opatrně chlapec. Dívka se k němu
14
však vrhla a objala ho. „Jsem ti tolik vděčná!“ Dívka Sebastianovi přišla jako
desetileté malé dítě. „Omlouvám se. No, děkuju, že jsi mě zachránil. Bez tvé
pomoci bych tam byla uvězněna ještě hodně, hodně dlouho.“ Dívenka se stále
usmívala. Z jejích zelených očí přímo sršela energie a radost. „Je to ode mě
neslušné, ale nejsi příliš malá na to, abys zachránila svět?“ zeptal se opatrně
chlapec. Princezně se začaly nafukovat a červenat tváře zlostí. „Bude mi čtrnáct!
Abys věděl!“ Sebastian jen kulil oči. I deset let mu na ni přišlo až moc. „No,
musím jít zachránit svět.“ Znovu se rozesmála. Odcupitala pryč z telefonní budky
a běžela tak rychle a neopatrně, div ji nesrazilo auto. Dívka hlasitě zaječela.
„Budu si muset zvyknout na civilizaci.“ „Stůj! Chci vědět tvé jméno!“ zastavil ji
chlapec a chytnul ji za paži. „Promiň, jsem Viktorie.“ Sladké jméno pro sladkou
dívku. „Viktorie, kam chceš jít?“ zeptal se starostlivě Sebastian. „Musím jít na
Haldu Emu a tam vyslovit zaříkadlo, které očistí Ostravu. Přece si chtěl lepší
budoucnost pro svého nenarozeného sourozence.“ „Ano, to… Počkej, jak ses
dozvěděla, že…“ zarazil se. Vždyť on tohle své přání nevyslovil nahlas. Viktorie na
něj mrkla a věnovala mu podivný úsměv. Sebastian dívku stále držel za paži.
„Počkej, půjdu s tebou.“ Nemohl přece nechat jít tak malou holku samotnou.
„Sebastiane, udělal jsi toho pro mě až moc. Zvládnu to,“ uklidňovala ho a vymykala
se z jeho sevření. „Ne, zkrátka jdu s tebou.“ Viktorii jen potěšila jeho slova.
Oba se belhali na haldu Emu. Už skoro zacházelo slunce, museli si pospíšit.
„Musíme to stihnout do západu slunce,“ oznámila chlapci Princezna. „Proč?“ „Dnes
je úplněk. Tvá záchrana byla dokonale načasovaná. Zaklínadlo, které se chystám
pronést, se musí vyslovit právě v den úplňku,“ poučila ho a stále se usmívala.
Najednou se spustil prudký déšť. Těžké kapky vody padaly na zem a suchou
horninu proměňovaly v bahno. Viktorie zničehonic uklouzla a kutálela se dolů
z kopce. Její tělo se zastavilo těsně před srázem. Dívka ležela na kraji zeminy a
pomalu klouzala dolů, přímo do té bezedné jámy. Viktorie ječela a křičela o
pomoc. Trvalo dlouho, než si Sebastian všimnul, že jde do kopce sám. „Viktorie!“
vrhl se za ní. Jenže ona už visela dolů ze srázu na posledních pěti prstech levé
ruky. „Stůj! Nehýbej se!“ radil chlapec, ale to nebylo nic platné. Lehnul si na okraj
srázu a sápal se po Viktoriině pravé ruce. „Chyť se mě!“ „Nemůžu, jsem příliš
slabá.“ Sebastian sledoval slzy deroucí se z Princezniných očí. Natahoval se po
Viktorii, že už i on sám visel hlavou dolů. Ale Princeznina jemná ručka byla příliš
daleko. „Nedosáhnu na tebe!“ „Tak běž! A zkus pronést zaklínadlo, které jsem ti
cestou prozradila. Je možné, že se to povede i tobě!“ Dívka byla zoufalá, věděla,
že se odsud nedostane. „A co ty? Vždyť umřeš! Bez tebe já neodejdu!“ Sebastian
se natáhl tak moc, až málem spadl se srázu. Už se jí dotýkal konečky prstů.
Konečně popadl Viktoriinu pravou ruku a vytáhl ji nahoru.
Dívka se k němu přitulila a byla mu nesmírně vděčná. „Rychle! Slunce už zapadá!“
oba se podívali na zlaté slunce prosvítající mezi stromy. Chlapec rychle vyskočil
15
na nohy. Princezna byla však vyčerpaná a nemohla se vyškrábat nahoru. „Nesnaž
se,“ řekl jí a vzal ji do náruče. Malá dívka byla neuvěřitelně lehká. Běžel tedy
s Viktorií v náručí až na vrchol haldy. Přes bahno se běželo špatně, ale Sebastian
to dokázal. Když se dostali na vrchol, postavil ji vedle sebe. Princezna Mágů již
byla v plné síle. Zvedla ruce k obloze. Déšť jí padal do obličeje, ale to pro ni
nebylo v tu chvíli podstatné. Otevřela ústa a pronášela zaklínadlo.
„Čisté, bílé, krásné,
ať toto město je zas jasné!
Dost bylo pochmurných dnů,
chci tu místo z krásných snů!
Tam hmyz či lesní zvěř,
pouhým okem hříchy změř.
Tak čisté město vybuduj,
mír a klid stále obnovuj!“
Z nebe se vytratila všechna šedá oblaka a déšť se stáhnul. Vzduch voněl jinak,
příjemněji. Princezna Mágů vytvořila lepší místo. Oba hrdinové stáli na haldě Emě
a nasávali do plic svěží vánek. „Dokázala jsi to, pomohla si tomuhle městu a
především mně a mé rodině,“ usmál se chlapec. „Ne, my jsme zachránili svět,“
opravila ho Viktorie a chytla ho za ruku. Sebastianovi přišlo divné zamilovat se do
dívky z 19. století. Ale hlavní bylo, že je Ostrava zbavena vší nečistoty.
Sebastian a Viktorie tedy společně vykročili do nového světa.
CESTA
RADOMÍR PLACHTA, 7.B
Bajka o tom, jak hledal bílý kůň - znak Ostravy - cestu do Katovic a
potkal orlici – znak Polska.
Kůň: Kterou cestou do Katovic,
Jednou, nebo víc?
Orlice: Je více cest,
nech se nést,
kam Tě kopyta povedou,
i cestou blátivou.
16
Kůň: Doleva či doprava,
přes řeky, jezera?
Orlice: Mineš kopce, lesy
a zanedlouho tam jsi.
THE WAY
The story about white horse’s – the symbol of Ostrava – searching the
way to Katowice and its meeting female eagle - the symbol of Poland.
Horse: Which way to Katowice,
One or more?
Eagle: There are more ways,
let yourself carry,
where your hooves lead you,
even on the muddy way.
Horse: To the left or to the right,
across the rivers, lakes?
Eagle: You wiill pass hills, forests
and soon you will be there.
17
SMOGÍCI
KRISTÝNA POTEMPOVÁ, 9.C
Žily, byly jednou jedny potvůrky, které sužovaly svět. Říkali si Smogíci.
Smogíci poletovali ve vzduchu, lezli lidem do plic a poškozovali je. Možná si říkáte,
jak je to možné, že se vejdou do plic. Je to tím, že jsou tak malincí a pouhým
okem je snad ani nezahlédnete. Podle jména byste řekli, že budou vypadat
naprosto krásňoučce, roztomiloučce. Ale to je omyl! Jsou to odporné černé
potvory, s křidélky, tykadly a divnými zkroucenými končetinami.
Náš příběh se odehrává v městě Ostrava, v malém státečku jménem Česká
republika. I tady Smogíci škodili. Díky tomu, že tady v minulosti bylo hodně
funkčních dolů, se Ostrava stala dokonalým místem pro líheň Smogíků. Lidé je
neměli rádi, ale snažili se jim moc neodporovat, takže žili v poklidu vedle sebe
spoustu let. Jenže jak už to
tak bývá, ne všichni jsou
poslušné ovečky a sem tam
se objeví nějací ti rebelové.
A o dvou z nich je náš
příběh. „Ty Smogopotvory,“
nadechl se prudce Kris, „mě
začínají hodně štvát.“ Týna
na to jen souhlasně přikývla.
Kristián a Kristýna byli
dvojčata. Jednovaječná. Oba
dva blonďatí, oba dva
modroocí a oba dva se
špetkou rebelie a šibalství
v krvi po mamince. Jak
vidíte, ono dát dvojčatům
stejná jména, je už samo o
sobě dost rebelské. Jejich
maminka
jako
první
v Ostravě vedla protestaci
proti Smogíkům, ta se ovšem
nepovedla. A tak se Kris a
Týna rozhodli pokračovat
v jejích šlépějích.
18
„A napadá tě něco, co bychom s tím mohli udělat?“ otočila se k němu Týna.
„Ne,“ přiznal zdrceně Kris a svěsil hlavu. Zrovna šli do papírnictví pro letáky
protestující proti Smogíkům, které navrhla jejich maminka. Ta totiž začínala
s novou protestací. Měli je potom roznést na různá, veřejností dosti používaná
místa. Zrovna probírali, kam všude s letáčky zajdou, když najednou někdo na ně
křikl…
„Hej, děcka, stůjte!“ Dvojčata se obě otočila, ale nikoho neviděla. „Haló?“ ozval
se Kris se zdviženým obočím. „Tady dole,“ ozval se otráveně hlas. Když se podle
pokynů otočili, uviděli na zemi stát černou potvoru, stejně velkou asi jako pudl, s
korunkou na hlavě. „Proboha, vždyť to je Kr-!“ vykřikoval Kris, ale Týna ho včas
kopla, aby byl zticha. „Dobrý den, co si přejete?“ nasadila Týna falešný úsměv.
Potvora si pořádně usadila korunku na hlavu, odkašlala si a začala:
„Já jsem Král Smogíků a chtěl bych vás o něco požádat.“
„V žádném případě,“ ihned zakroutil hlavou Kris, ale Týna ho znovu a pořádně
kopla do holeně, takže se skácel na zem a už nevstal. „Pokračujte.“
„Slyšel jsem, že na naší radnici je schovaná tajná zbraň proti Smogíkům. Nikdo o
ní prý nic neví, ani sám starosta. Prý se člověku zjeví, když vyjede tři patra
páternosterem, uběhne sedm koleček nahoře na věži a dolů sejde po schodech.
Chci, abyste ji pro mě ukradli a zítra, ve stejný čas jako je teď, donesli sem,“
poklepal Král nožkou. „Neptám se vás, jestli souhlasíte, protože vy souhlasíte, že
jo?“ Týna pokývala hlavou a Kris na zemi jenom něco zachrčel.
„Dobře, to je všechno. Banzáááj.“ Král Smogíků se roztočil a v oblaku smogu
zmizel. „Co to děláš? Vždyť to je Král Smogíků! A ty mu chceš pomoct!“ vstal ze
země Kris a vztekal se.
„Zklidni se prosím tě,“ usadila ho Týna, „neposlouchal si, co řekl? Neví o tom ani
starosta! Takže my tu zbraň ukradneme a dáme ji starostovi.“
„A jak se tam chceš vkrást? Vždyť to je trestné,“ zeptal se pochybovačně Kris.
„Je to pro záchranu lidstva, tak to holt budeme muset dělat udělat.“
A taky udělali, večer, když už maminka i tatínek spali, Kris i Týna se vykradli z
pokojíčků a díky tomu, že bydleli kousek od radnice, neměli to ani moc daleko.
Když tam přišli, všude už byla tma a nesvítilo se. Došli ke dveřím a zkusili jimi
zalomcovat. Byly zavřené.
„Co teď?“ zeptala se Týna, protože tohle nedomyslela.
„Určitě tady někde musí být klíček, zkus to pod rohožkou,“ klekl si Kris a začal
zvedat rohožky. A skutečně, pod jednou byl malý klíček. „Jé! No tak otvírej, ať
to máme co nejdříve za sebou.“
Kris otevřel dveře a vešli dovnitř. Týna se hned hnala k vypínačům, aby rozsvítila,
protože ta tma byla tak strašidelná! „Tak jo, směr páternoster,“ ujal se vedení
Kris a vyšli jeho směrem. Páternoster, milé děti, to je výtah, který jezdí pořád.
19
Bez zastavení. Navíc nemá dveře, takže do něho musíte vždycky naskočit.
Nahoře se potom ta kabinka otočí a jede zase dolů. „Já se bojím, co když
nestihnu vystoupit,“ chytila Týna Krise za ruku.
„Ale prosím tě, stihneš,“ už stáli před výtahem, „dívej!“ Vzal ji za ruku a žduchl
dovnitř kabinky a potom sám naskočil. Když vyjeli tři patra, za doprovodu Týnina
řevu, zase vystoupili ven. „Do výtahu už nikdy nenastoupím,“ brblala si sama pro
sebe.
„Tak to je smůla, protože teď musíme vyjet na vrchol radniční věže. Výtahem,“
poškleboval se Kris. Týna zavyla zlostí. Když vyjeli na vrcholek věže a otevřeli
dveře na terasu, zafoukal na ně pořádný vítr. Snažili se co nejdřív uběhnout těch
sedm koleček. On to zas tak těžký úkol není, ale za doprovodu toho skučivého
větru to bylo opravdu strašidelné. Úkol už dokončili, tak se odebrali zpátky
dovnitř a už jen seběhli schody.
„Tak,“ řekl Kris, když znova stáli dole, „vidíš to někde?“ Kris záměrně použil slovo
„to“, protože ani jeden nevěděli, jak by to mohlo vypadat. „Dívej, támhle něco je!“
ukazovala Týna doprostřed místnosti. Druhé dvojče se otočilo a vážně! Tam na
zemi, uprostřed místnosti, zcela honosně, stála nádoba. Na první pohled byste
řekli, že to je osvěžovač vzduchu na záchod. Ale když se podíváte druhým
pohledem a blíž, uvidíte, že na nádobce je nakreslený Smogík, přeškrtnutý
červeným křížkem.
„Jsme zachráněni!“ zařvali Kris a Týna naráz. „Ale co teď? To jako nastříkáme do
vzduchu a oni zmizí?“ „Já nevím. Neměli bychom zavolat někoho dospělého?“ „Co
třeba policii?“ „Dobře.“
A jak řekli, tak také udělali. Zavolali policajty, těm sice bylo ze začátku divné, co
dělají děti, uprostřed noci, samy na radnici, ale jakmile jim to vysvětlili, dál se
nevyptávali. Tajnou zbraň jim bezpečně odebrali, odevzdali ji panu starostovi a
ten druhý den nařídil zneškodnit Smogíky. Zbraň opravdu fungovala. Jen co se jí
ty potvory černé nadechly, hned se rozplynuly.
A tak bylo město Ostrava zachráněno od škodlivého vzduchu. Občanům se začalo
hned lépe dýchat, už nemuseli jezdit na hory za čistým vzduchem. A kdyby přece
jenom, tak už by z té výšky na horách neviděli žádný černý mrak nad Ostravou,
ale jen krásné, čistě modré nebe. Za pár let, když na to dvojčata společně
vzpomínala, zarazila je jedna věc.
„A jak myslíš, že ten Král Smogíků, věděl, že tam ta zbraň je? A kdo ji tam
vlastně dal?“ uvažoval Kris nahlas.
„Vždyť je to jedno. Můžeme ho nazývat Náš Zachránce.“
And thus Ostrava city was saved from bad air. The inhabitants started to
breathe better, they didn’t have to go to the mountains for fresh air. And if
20
they went after all, from the height of the mountains they wouldn’t see a black
cloud above Ostrava any more but only beutiful, pure blue sky. In a few years,
when twins were remembering it, one thing surprised they.
„What do you think, how could the king of the Smogs know that the weapon was
there? And who gave it there?“ Kris was thinking out loud.
„Well, it doesn’t metter, we can call him Our Savior.“
21
JAK SE DOSTAL BÍLÝ KŮŇ DO ZNAKU
MĚSTA OSTRAVY
PAVLÍNA STŘELKOVÁ, 7.A
Bylo jedno městečko,
které bylo proslulé
tím,
že
jeho
obyvatelé
chovali
hodně koní. Jeden z
nich, jmenoval se
Alfréd a byl to
takový mrňous, ale
moc dobrý chovatel a
milovník koní, tak ten
měl stádo smetanově
bílých koní.
Jeden kůň, přestože
byl stejně bílý jako
ostatní, se jednou
věcí lišil – měl krásné, modré oči, zatímco ostatní měli hnědé.
22
Je to zvláštní, ale právě tohoto koně Alfréd neměl rád. Ptáte se proč? Připomínal
mu totiž jednu dívku. Byla to jeho největší láska, která se utopila v řece
Ostravici. Měla jméno Ostrava a právě po ní se ta řeka a dokonce i celé město
jmenují. Dívka se také líbila panovníkovi, právě tomu, který vládl onomu městečku.
Mám dojem, že se jmenoval Bartoloměj.
It’s strange but Alfred didn’t like exactly this horse. Are you asking why? It
reminded him a girl. She used to be his big love, who had got drowned in
Ostravice river. Her name was Ostrava and the river and even whole city are
named after her. En emparor liked the girl as well, exactly the man, who
governed the town. I think his name was Bartoloměj.
Alfréd tedy tohoto koně prodal, a protože byla veliká válka a náhodou mělo
vojsko málo koní, tak krásného koně prodal vojsku. Bartoloměj si na tuto dívku
taky vzpomněl, koně ukázal svému věrnému služebníkovi. Ten si samozřejmě také
vzpomněl, a protože právě vybírali, co by dali na štít, tak vybrali právě koně a dali
ho do znaku města Ostravy.
Kůň byl v sedmém nebi, dostával ta nejlepší jablka, nejoranžovější mrkvičky a to
nejlepší seno, co mohl Bartoloměj sehnat. Alfréd uviděl, jak kůň běhal po
zelených pastvinách a popravdě zastesklo se mu. Vzpomněl si na to, jak u něho
pobíhal a chtěl ho mít zase u sebe, ale už to nešlo.
23
BÍLÝ KŮŇ A HAVRAN
JAN ŠKAREK, 9.B
Jistě dobře víte,
že
ve
znaku
Ostravy
se
nachází bílý kůň! A
teď si začneme
povídat o jeho
příhodě.
Jednou,
za
krásného zimního
rána, letěl okolo
znaku
veliký
havran.
Přistál
hned vedle znaku
a zpozoroval, že
přistál hned vedle toho samého znaku jako předešlý rok. No, a ihned spustil:
„Ahoj, koni, tak jak ses měl celý rok a zdali si na mě vzpomínáš? A kůň ihned
24
zareagoval a po Ostravsku spustil: „Neboj, já mam náhodou moc dobru paměť,
moc dobře si na tebe pamatuju, no a mám se blbě, 365 dní v roce jsem furt ve
znaku a ani se nehnu!“ „To mi je moc líto, zato já si můžu létat, kde se mi zlíbí,“
říká havran. „No, to
by se mi taky líbilo,
byt pěkně na svobodě,
užívat
si
života,“
souhlasil kůň.
You certainly know,
there is a white
horse in the sign of
Ostrava city! And now
let’s start to talk
about its story.
Once, it was beautiful
winter morning, a big
raven was flying by
the sign. It landed
next to the sign and
noticed that it was exactly the same sign like last year. And it started to talk:
„Hi, horse, how was you
whole year and do you
remember me?“ And the
horse reacted immediately
and started to speak in the
Ostrava way: „Don’t worry,
I have got very good
memory, I remember you
very well, and, well, I’m bad,
I’m 365 days in the year in
the sign and I can’t move!“
„I’m very sorry, I can fly
wherever I want,“ said the
raven. „Well, I would like it
too, to be free, enjoy my
life,“ agreed the horse.
…splní se koni jeho přání „UŽÍVAT SI ŽIVOTA“?
25
Jednou, takhle časně z rána, foukal příjemný vánek a havran s koněm si opět
povídali na radniční věži. Z ničeho nic se ale rozfoukal vítr, kůň si v některých
chvílích myslel, že je to tornádo. Vše, co nebylo pořádně připevněné, vítr unášel
pryč; lavičky, odpadkové koše, psí boudy, ale i auta, autobusy plné lidí, tramvaje
či lidi samotné, každý se musel někam schovat. Primátor okamžitě vyhlásil stav
nouze. A při silném větru vypadl kůň ze znaku a vítr ho odnášel pryč (znak zůstal
na místě, byl připevněný). Vítr unášel i chudáka havrana. Oba letěli přes 300
km/h. Po chvíli se navzájem ztratili…
Vítr koně zanesl do Jižní Ameriky, do Ohňové země. Ale shodou náhod vítr zanesl
havrana úplně na to samé místo jako koně. Oba se tam setkali a byli moc šťastní.
A tak se koni splnil sen - užívat si svobody. A tak spolu žili spolu šťastně
v Ohňové zemi.
Ale jistě víte, že v Ohňové zemi mají stále nepříznivé počasí, a právě teď toto
tornádo přineslo našim přátelům velikou smůlu!
Jednoho krásného rána opět snídali ve svém novém domku. Vtom, z ničeho nic,
začal foukat čerstvý nárazový vítr, začalo prudce pršet a velká bouřka k tomu
všemu. A z toho všeho nakonec vzniklo veliké tornádo. Celý jejich domek to
vyrvalo z „kořenů“ a vítr je unášel pryč. Naštěstí byl dům zabezpečený proti
všemu, takže se jim nic nestalo. Letěli 400 km rychlostí přes pět hodin, až
nakonec někde přistáli.
26
Po zastavení havran s vyděšenou tváří otevřel dveře a podíval se, kde jsou. A
zjistil, že jsou v Ostravě, na radniční věži. Byl to pro ně velký šok, opět na tom
prokletém místě. No, a aby toho nebylo málo, na věži právě uklízel po tornádu
uklízeč, a jakmile zjistil, že na radnici přistál nějaký dům, okamžitě ho
prozkoumával. Otevřel dvířka a tam uviděl havrana a koně ze znaku. Zalekl se a
pravil: „ Á hele, náš koník ze znaku se vrátil, pojď sem.“ Uklízeč vzal koně a dal
ho zpět do znaku a havranovi řekl, ať okamžitě zmizí i s domem. A havran nato: „
Já chci být s koněm!“ „ Ne, zmizni!,“ říkal uklízeč a vzal havrana a vypustil ho
pryč. Dům, ve kterém bydleli, vzal pro svého psa jako luxusní boudu. A tak se kůň
a havran už nikdy neviděli. Kůň si zase žil na radniční věži a havran? Kdo ví, kde je
mu konec!
PTÁČEK OSTRAVÁČEK
MARTINA ŠKOPKOVÁ, 8.B
Každý rodič říká, dokonce i ti
ptačí, že děti jednou musí vyletět
z hnízda poznávat svět. Já si ale
místo
dlouhých
výletů
do
zahraničí vybral právě mé rodné
město. Lidé, kteří tady žijí, mu
říkají Ostrava. Tohle místo mi
bylo vždy něčím zajímavé. Toužil
jsem ho prozkoumat a splnit si
přání, které jsem měl, už když
jsem
byl
malé
ptáčátko
dožadující se denního žvance od
maminky. Jednou jsem si ale mohl
své přání splnit a už jsem si
čechral pírka radostí.
Maminka
totiž
jednoho
dne
usoudila, že už jsem dost velký na
to, abych mohl svobodně létat
bez
jejího
dozoru
doma.
Po
27
večerech kdy jsem se chystal jít se svými sourozenci spát, mi rodiče vyprávěli o
velkém městě. O tom, jak se hluboko pod námi hemží lidé, kteří vypadají jako
mravenci. Chtěl jsem vědět, jestli je tohle vlastně pravda.
Every parent say, even bird parents, that children must leave the nest one day
to meet the world. But I had chosen exactly my born town instead of long trips
to abroad. People, who live here, call it Ostrava. I always found this city
interesting. I longed to explore it and fullfill my wish I’d had when I was little
bird
begging my
mom
for
something
to eat. One
day I could
fullfill
my
wish and I
was
very
happy.
One day my
mom found
I
am
big
enough
to
fly without
her watch.
My parents kept telling me about big city when I and my siblings were going to
sleep. They told stories about people, who looked like ants, crowling deep under
us. I wanted to know if it is truth.
Časně zrána jsem se rozloučil se svou maminkou a poprvé jsem opustil hnízdo.
Když mi vánek podával pomocnou ruku při udržování se ve vzduchu, díval jsem se
okolo sebe. Představoval jsem si totiž, jak úžasná místa, například parky,
navštívím. Mával jsem křídly, jak jsem mohl, a po nějaké chvíli jsem se už vznášel
nad vysokými budovami. Budovy byly výše, než jsem si představoval, a tak jsem
kolem nich jen kroužil, abych si je lépe prohlédl. Jedna budova, nebo jestli se
tomu tak dá říkat, vypadala spíše jako obrovská prolézačka z kovu. Taková vysoká
prolézačka, kde bylo hodně schodů. Spatřil jsem skupinku těch mravenců. Tedy
28
lidí, kteří po té prolézačce stoupali nahoru, výše než já. Pohled to byl pěkný, ale
mě zajímala zeleň, větve a místa, kde se dá spokojeně zachumlat a bavit se
s ostatními ptáky. Dlouho jsem na žádné takové místo nenarazil, a tak jsem
zoufale přistál na zemi, kde byla skupina větších ptáků.
„Co tě trápí?“ ozvalo se za mnou. Stál tam obrovský havran, který byl o hodně
větší než já. Smutně jsem pípl směrem k němu: „Ále,“ povzdechl jsem. „Už
nějakou chvíli hledám pěkné místo k odpočinku. Někde kde je hodně stromů a
klid.“
Havran
se
načepýřil
a
přistoupil
ke
mně blíž. „Znám
jedno
takové
místo.
Pro
ptáčka jako ty
to bude možná
dlouhá
cesta.“
Havran vzletěl a
krákl na mě, ať
ho
následuju.
Udělal jsem tak,
připadal
mi
totiž velmi milý.
Chvíli jsme poletovali kolem a on natáhl krk jedním směrem.
„Když se vydáš tudy, jistě to místo najdeš.“
Chtěl jsem mu poděkovat, ale když jsem se otočil, byl už pryč.
Dal jsem na jeho slova a letěl jsem rychle směrem, který mi určil havran. Když
jsem už popadal dech a chtěl jsem zastavit, zarazil mě pohled na tu krásnou
zeleň a na rozsáhlost onoho místa. Mnoho ptáčků létalo okolo a já se musel
zeptat, jak se to tady nazývá.
„Bělský les.“ Tohle se mi vrylo do paměti a já přistál na nejbližší větvičce.
„Tak tady musím jednou dovést i svou rodinu a dokázat jim, že Ostrava je prostě
úžasná.“
29
O SKŘÍTCÍCH UHELNÍČCÍCH
HANA WINTEROVÁ, 7.A
Bylo,
nebylo,
v České republice
v malém zapadlé
m
městečku
Slezská Ostrava
byl rozpadlý důl.
V něm žili malí
skřítkové
Uhelníčci. Říkalo
se
jim
tak,
protože vyráběli
uhlí.
Nikdo o
nich
nevěděl,
až
jednou do dolu
přišel chlapeček jménem Maty. Hledal totiž svého zatoulaného pejska jménem
Slinťa. „Ach jo, nikde jej nemůžu najít,“ řekl Maty. Uhelníčci se právě vraceli
z výpravy, na které museli nasbírat suroviny na výrobu uhlí. Maty tam seděl a
fňukal a fňukal. Jeden z Uhelníčků povídá: „Co když je to nějaký bandita, který
chce zničit náš důl!“ „Ne, to nebude bandita, je to nějaký chlapeček, který moc
naříká,“ řekl druhý Uhelníček. „Víte co, kamarádi? Já mám nápad, co kdybychom
šli za ním a zeptali se ho, proč pořád tak fňuká,“ řekl třetí Uhelníček.
Once upon a time there was
a broken mine in the Czech
republic, in the small,
sunken
town
Slezská
Ostrava. The little gremlins
Coalies lived in this mine.
They were called like this
because they produced
coal. Nobody knows about
them but once a little boy
called Maty came to the
30
mine. He was looking for his lost dog named Slinťa. Oh boy, I can’t find him
anywhere,“ said Maty. The Coalies were coming back from the expedition at that
time, they had to sum up material for producing coal. Maty was sitting there and
he was crying and crying. One of the Coalies said: „He could be a bandit, who
wants to destroy our mine!“ „No, he is not a bandit, he is just a boy, who is
wailing much,“ said another Coalie. „You know what, friends. I have an idea. Let’s
go to him and ask why he is whimpering so much,“ said the third one.
Tak se tedy Uhelníčci shodli, že se ho zeptají, proč pořád fňuká. „Ahoj,
31
chlapečku, jak se jmenuješ a co se ti stalo?“ „Kdo jste?“ „My jsme skřítkové
Uhelníčci a kdo jsi ty?“ „Já jsem Maty a zatoulal se mi pejsek a nevím, kde ho
mám hledat.“ „Víš co,my ti ho pomůžeme najít.“ „Vážně?“ „Ano, rádi ti pomůžeme.“
„Tak vám moc děkuji, skřítkové Uhelníčci.“ „Pojď, my ti nabídneme něco
k snědku, určitě máš veliký hlad.“
Skřítkové zavedli Matyho do
kuchyně a našli tam Slínťu,
který právě spal. „Tak tady jsi,
tuláčku můj malý,“ radoval se
Maty.
„To je ten tvůj pejsek? Vidíš,
my jsme nalákali tvého pejska
na švestkové knedlíky a teď
bys mohl pomoci zase ty nám.“
„Rád a v čem?“ „Náš důl je
velmi rozpadlý a potřebujeme
ho opravit.“ „Už vím, jak vám
můžu pomoct, můj tatínek
pracuje ve spolku opravy
různých věcí a mohl bych ho poprosit, aby pomohl s dolem.“ „Jéé, to je moc milé,
děkujeme.“ „Nemáte zač.“ A od té doby je důl Michal zásluhou Uhelníčků známý a
opravený.
SEN KAROLA
JAKUB WOCŁAWEK
Żył kiedyś w Katowicach, pewien chłopiec o imieniu Karol. Był on bardzo ładnym,
ale i rozpieszczonym przez rodziców chłopcem. Nie przejmował się tym, że
wyrzuca śmieci w nieodpowiednich miejscach, że niszczy piękne katowickie parki,
mimo zakazów. Rodzice nie reagowali na uwagi innych ludzi. Na to odpowiadali :
"On ma dopiero 8 lat...".
Zachowanie Karola, miało się nagle zmienić z powodu dziwnego zdarzenia jakie
zaszło podczas spaceru po parku.
32
Był zwyczajny, ciepły i letni dzień. Nasz bohater jak co dzień biegał po parku,
depcząc rośliny. Nie przejmował się nawet uwagami starszych ludzi. Biegając tak
sobie po trawniku, Karol potknął się. Nie było to zwyczajne potknięcie...
Nagle się przebudził. Powoli otworzył oczy. Chyba leżał jeszcze na ziemi,
ponieważ dotykał nosem czubków traw. Próbował wstać...lecz..coś się działo. Nie
mógł się nawet poruszyć! Rozglądnął się wokoło, gdy nagle
zamiast swoich nóg, zobaczył tylko zieloną łodyżkę czegoś co przypominało..
kwiat!
- O boże! - pomyślał chłopiec - ja jestem ROŚLINĄ! jak to możliwe! Co ja teraz
zrobię! Gdzie jest mama? - mówiąc tak, zaczął płakać.
Wkrótce słońce zaszło
za horyzont. Zrobiło się
ciemno. Powoli, do parku
przychodziło
coraz
więcej dzieci.
POMÓŻCIE
MI!
PROSZĘ! Tu jestem, na
dole! - krzyczał z
rozpaczą, lecz nikt go
nie
usłyszał,
gdyż
wszyscy
zajęci
byli
zabawą. I mimo, że tuż
obok były specjalne
kosze na odpady, dzieci
rzucały śmieci obok
kosza,
na
rośliny
rosnące
wokół
nich,
między innymi naszą
"roślinkę". Było coraz
zimniej.
Pod
przykryciem
plastikowego pudełka po
ciastkach, nasz bohater
rozmyślał nad swoim
zachowaniem. Przecież
on był taki sam! Też niszczył, zieleń! Powoli, poczucie winy i strachu rosło w małym
kwiatuszku. Co będzie teraz?
Następnego poranka, do parku przyszły dzieci z rodzicami. Grzeczne, biegały po
wyznaczonych szlakach, a inne - na przykład koledzy Karola - biegali po
33
trawnikach. Strach rósł w bezbronnym kwiatku.- "Co będzie teraz? Czy te dzieci
go zniszczą?"- już widział wielką stopę zbliżającą się do jego delikatnych płatków
i nagle, nie wiadomo skąd usłyszał :
- Karol, KAROLKU! - to mama wołała do chłopca, który spadł z łóżka. Wstał
rozglądnął się po pomieszczeniu i wtulił się w ramiona matki
- Och mamo, miałem taki straszny sen! śniło mi się, że...., że jestem bezbronnym
kwiatkiem którego...- mówił z niepokojem Karolek.
- Nie bój się, to był tylko zły sen kochanie...chodź na śniadanie zrobiłam ci kakao.
- Mamo, ja już nigdy, nigdy więcej nie będę niszczył przyrody... nigdy...
Jak powiedział, tak też zrobił. Wystarczył jeden sen by chłopiec uświadomił sobie
jak ważna jest przyroda która nas otacza.
KAROL'S DREAM
ALEKSANDRA ŁAŻEWSKA
Once upon a time there was a young boy named Karol. He was considered pretty
but spoiled by his parents. He didn't care about throwing his trash away on the
ground, and not in the garbage bin. His parents were to enamored with the boy
to realize that what he was doing was destroying the beautiful environment of
Katowice. They ignored other adult's requests to teach the boy some respect.
Their reply to those usually was 'he's only 8...'.
But eventually Karol's behavior changed due to a strange situation that had
happened during his walk in the park.
It was an ordinary sunny day. Karol was walking around the park, playing hide and
seek with other kids. He did not even bother to look back when he stomped on
countless plants, and ignored the adults that shouted after him. He continued on
his merry way, until he tripped. He fell hard enough that he lost consciousness.
Suddenly he woke up. He was lying in the grass head down, he tried to move but
couldn't. Slowly but surely he felt himself panicking, his mind constantly
attempting to will his body to stand. He glanced down, in search of the reason of
the problem. What he found, he did not expect. He saw not his body, but a frail
looking green stem, leading up to his neck. His mind went into an overload as his
thoughts stumbled on each other. Oh my god! I... I am a PLANT! What am I going
to do?! Mommy! Mommy help me!
Soon, the sunset came, and with it various families with kids. But he couldn't see
his mother. Regardless he screamed for help:
34
'Help me please!' he begged after an hour of trying to get parents' attention
'I'm down here'
But no one heard him. Kids were running around Karol, playing as he had done
just a few hours ago. Their steps sometimes fell dangerously close to him. Those
children who were busy eating, later threw their garbage on the ground, one
covering Karol with a plastic bag. I was like them... I was stomping on those poor
plants, too! Slowly his guilt started to eat him away. And then sometime later,
fear joined in. Fear, that he'll never be in his body again. If he could cry, he
would. But he couldn't. So all that was left for him was watching.
Next morning, even more families came to the park. Pattern from yesterday had
repeated itself, with bunch of children running around without care in the world.
But this time was a bit different. A few kids were staying at the playground,
leaving the plants alone. But everyone else carried on chasing themselves with
reckless abandon, being a danger to Karol himself. Seeing this he was even more
frightened. They could destroy me in moment's notice. Suddenly a large shadow
fell over him, and at the corner of his eye, he saw a large foot heading his way.
He screamed and then...
'Karol! Karolku!' his mom was by his side. I'm back home... God, finally... His eyes
took in the familiar surroundings. Slowly, he stood up, his body filling with relief
and hugged his mother.
'Oh mom... I had a terrible nightmare...' he sobbed ' I was in the park as a
helpless plant that was...
She cut him off. 'Shh, it's alright, honey. It was just a nightmare.' she
whispered in his ear. After a while she added ' C'mon, breakfast's ready. I'll
made you some cocoa if you want.' They slowly stood up.
'Mom, I'll never ever again stomp down on those poor plants. Never.' he
whispered, trailing behind his mother.
And he'd done just that.
All it took him to realize how important is nature around us, was one dream.
35
Vydala
Základní škola a mateřská škola
Ostrava-Bělský Les, B. Dvorského 1,
příspěvková organizace
jako svou 4. publikaci
Texty i ilustrace: žáci ZŠ B. Dvorského
a Ginmazja nr. 5 Pawla Stellera w Katowicach
Titulní strana a str. 4: Patrik Beran a Helena Pham
Obrázky vznikly pod vedením Ing. Gabriely Bezručové
a vychovatelů školní družiny
Listopad 2014
36

Podobné dokumenty

Duben 2014

Duben 2014 Co lidská paměť sahá, odedávna se tomu místu říkalo „Na Przycznicy“ - snad podle toho, že napříč poli tudy vedla a dodnes vede cesta. Nebo název upozorňoval na výše zmíněnou hranici mezi vesnicemi?...

Více